Forum  Strona Główna



 

Wyprawa z Gandalfem. Pogórze Karpackie. 2012

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Turystyka piesza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam




Dołączył: 15 Cze 2013
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:44, 15 Cze 2013    Temat postu: Wyprawa z Gandalfem. Pogórze Karpackie. 2012

X. WYPRAWA Z GANDALFEM. POGÓRZE KARPACKIE 2012 R.

Inspiracją do wędrówki przez Pogórza, była znaleziona przez Waldka w Internecie informacja, że duże odznaki GOT można zdobyć bez wchodzenia w góry. Wyprawa z Gandalfem na Pogórze Karpackie była w pewnym sensie kontynuacją ubiegłorocznej wędrówki po Pogórzu Sudeckim. W obu przypadkach przemierzaliśmy atrakcyjne krajoznawczo, aczkolwiek nie do końca odkryte dla turystyki, tereny. Wędrówka po Pogórzu Karpackim dostarczyła nam wielu wrażeń. Przeczytać o nich można w tej relacji. Jednocześnie mogliśmy zdobywać odznaki OTP i GOT (Wyprawa umożliwiała wypełnienie norm na odznaki w stopniu dużym), OKP, KOLOT, Turysta – Przyrodnik. Coś dla siebie znaleźć mogli także miłośnicy św. Jana Nepomucena i św. Mikołaja.

STARY SĄCZ I NOWY SĄCZ

Sobota 01.09.2012 r.
Wędrówkę rozpoczynaliśmy 1 września. Z tą datą skojarzenia są dwojakiego rodzaju: rozpoczęcie roku szkolnego i rocznica wybuchu II wojny światowej. Ponieważ wiek szkolny uczestnicy wyprawy mają już za sobą, a ponadto w tym roku dzień ten przypadał w sobotę, pierwsze ze skojarzeń nie było adekwatne. Drugie skojarzenie było, jak najbardziej na miejscu – obiekty związane z II wojną światową kilkakrotnie pojawiły się na naszej trasie, a jedna z nich, kolejowy schron w Stępinie był jedną z większych atrakcji naszej wyprawy. To jednak zaplanowane było na dalsze dni. Używając jednak wojennej terminologii w Starym Sączu najpierw pojawił się zwiadowca, czyli autor niniejszej relacji. W oczekiwaniu na grupę zajrzałem najpierw do kościoła p.w. św. Elżbiety Węgierskiej. W pięknym, zabytkowym kościele na stallach namalowane są wizerunki świętych, a wśród nich postacie św. Jana Nepomucena i św. Mikołaja. Potem udałem się do znajdującego się przy rynku Muzeum Regionalnego im. Seweryna Udzieli. Jest to niewielkie, ale mające ciekawe zbiory muzeum: sztuka sakralna (obraz św. Mikołaja!), ekspozycje poświęcone słynnym mieszkańcom Starego Sącza Adzie Sari i ks. Józefowi Tischnerowi (jego przodkowie nazywali się Stolarscy, co w niemieckiej wersji brzmiało Tischler, a potem zostało zniekształcone na Tischner), historii miasta, wizycie papieża Jana Pawła II. Z miastem tym był także związany ks. Franciszek Leśniczak, autor piosenki napisanej na zakończenie roku szkolnego „Jak szybko mijają chwile”. Udaję się do klasztoru klarysek – obiektu znajdującego się w Kanonie Krajoznawczym Polski (OKP). Nie dawno zakończyła się Msza św., a więc kościół jest otwarty. Mogę zatem wejść do środka, aby podziwiać ambonę przedstawiającą pochodzenie Jezusa w formie drzewa Jessego. Wracam na rynek, gdyż za chwilę ma przyjechać cała grupa. Niestety autobus się spóźnia. W końcu są! Krótkie przywitanie i idziemy do klasztoru. W ruch idą aparaty. Niestety teraz mamy mniej szczęścia – możemy wejść tylko do kruchty. Po zwiedzeniu klasztoru klarysek (OKP) udajemy się na przystanek. Autobusem docieramy do Nowego Sącza. Wysiadamy na przystanku koło dworca. Przed dworcem znajdują się: pomnik kolejarza udającego się do pracy z charakterystyczną torbą oraz parowóz Tkt48. Miejskim autobusem udajemy się do Sądeckiego Parku Etnograficznego (OKP), stanowiącego oddział Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu. Skansen składa się z on z dwóch części: północna część (obok osiedla Piątkowa) to rekonstrukcja miasteczka galicyjskiego, zaś południowa część (obok osiedla Falkowa) to autentyczne przykłady budownictwa ludowego z Sądecczyzny. W kasie biletowej zostawiamy plecaki i rozpoczynamy zwiedzanie. Na dobry początek – figura św. Jana Nepomucena na rynku miasteczka galicyjskiego. Przechodzimy na drugą stronę Łubinki i udajemy się na drugi koniec skansenu. Troszkę kropi. Z chęcią więc zaglądamy do chałupy zamożnego kmiecia z Gostwicy (Lachy Sądeckie). W kuźni płonie ogień. Po chwili jesteśmy już w sektorze Górali Sądeckich. Nasz wzrok przykuwa chałupa chłopskiego posła do sejmu galicyjskiego we Lwowie i parlamentu we Wiedniu oraz spichlerz z nadbudowanym pięterkiem mieszkalnym. No i jak dla mnie, hit tutejszego skansenu, szkoła ludowa z Nowego Rybia, zbudowana w latach 1926-32, typowy obiekt oświaty wiejskiej. Chaty, spichlerze, wiatraki, to typowe obiekty w skansenach, ale szkoła… Stare ławki, fartuszki, globusy, mieszkanie nauczyciela i ożywają szkolne wspomnienia… Znajdujemy się w sektorze łemkowskim. Zwiedzamy chatę maziarza (a jakże jest w niej ikona św. Mikołaja!). Przy następnej łemkowskiej chacie obserwować możemy pracę przy kołowrotku. Zachodzimy do cerkwi greckokatolickiej. Potem wracamy do skromnych zabudowań cygańskich. Sprawiają one przygnębiające wrażenie. Zwiedzamy znajdujący się na wzniesieniu dwór z cennymi polichromiami. Zaglądamy do chatki Podgórzan. Przed nami zbór ewangelicki oraz zabudowania kolonistów józefińskich (Niemców galicyjskich). Wracamy do miasteczka galicyjskiego. Zaglądamy do apteki, gabinetu dentystycznego, fotograficznego atelier, na pocztę i do knajpki. Opuszczamy Sądecki Park Etnograficzny, mijającej figurę, kogo? Oczywiście Iwony ulubieńca – św. Jana Nepomucena. Autobusem wracamy do centrum Nowego Sącza. Zaliczamy zakupy w „Biedronce” (następna szansa dopiero w Krośnie). Nocujemy w schronisku szkolnym (przestronna sala noclegowa, a także kuchnia i sanitariaty).

POGÓRZE ROŻNOWSKIE

Niedziela 02.09.2012 r.
Dąbrowa – dojeżdżamy tu autobusem. Rozpoczynamy pieszą, nieprzerwaną wędrówkę. Waldek czeka na dostrojenie GPS. Część grupy rusza w kierunku widocznych przed nami wzniesień. Mariusz proponuje mi, abyśmy ruszyli w przeciwną stronę. Idziemy kilka metrów i wołamy pozostałych. Towarzystwo zawraca. Śmiejemy się, że sztubacki żart się udał. Idziemy zielonym szlakiem znakowanym przez PTT, najpierw asfaltową, potem betonową drogą przez odkryty teren. Jest pochmurno, ale ciepło. Wchodzimy na Dąbrowską Górę (583 m.). Na rozległym szczycie znajduje się willa z basenem, a także ostatnie stacje drogi krzyżowej. Widoki byłyby ciekawe, ale niestety jest słaba widoczność. Dochodzimy do Klimkówki. Przechodzimy na czerwony szlak. Przechodzimy przy ostatnich zabudowaniach Jelna. Teren jest pofalowany – 100 metrów w górę, a po chwili na dół. Jak się później okaże, jest to charakterystyczny element krajobrazu Pogórza Karpackiego. Wędrujemy wzdłuż J.Rożnowskiego. Wciąż snują się mgiełki. Zatrzymujemy się przy małej kapliczce. Okazuje się, że szlak zmienił przebieg. My idziemy założoną trasą, spotykając po drodze stare znaki tego szlaku. Później jednak znów wędrujemy czerwonym szlakiem. Wdrapujemy się na kolejne wzniesienie – Dział (457 m.), które można określić mianem płaskowyżu. Znajduje się na nim malownicza kapliczka a przy niej dwa olbrzymie drzewa. To także typowe dla Pogórza Karpackiego – w wielu miejscach we wioskach i na wzgórzach widzieliśmy krzyże i kapliczki otoczone drzewami (zwykle czterema). Jeszcze jedno zejście do Bartkowej na brzeg J.Rożnowskiego, a potem znów podejście. Idziemy niebieskim szlakiem. Z innej perspektywy spoglądamy na J.Rożnowskie. W szczególności interesujący jest widok na Wyspę Grodzisko, zwaną też Małpią Wyspę. Dochodzimy do Rożnowa. Na skraju wsi znajduje się 350-letni kościół p.w. św. Wojciecha z nietypowym wizerunkiem św. Jana Nepomucena. O dziwo kościół jest otwarty. A kiedy okazujemy swoje zainteresowanie i zachwyt, specjalnie dla nas zastaje zapalone światło, które pozwala dostrzec nam piękno prezbiterium (scena ukrzyżowania), a także wspomnianego wyżej obrazu św. Nepomucena. Stopniowo zbliżamy się do naszego noclegu, zatrzymujemy się jeszcze przy ruinach zamku Tarnowskich z XVI w., zaś na klasycystyczny dwór Stadnickich z XIX w. spoglądamy tylko z oddali. Po drodze podziwiamy pomnikowe drzewa rosnące przy szosie. Nocujemy na „Ranczo u Witka”. Obiad jest wyśmienity: pomidorowa z ryżem, wołowina z ziemniakami w sosie chrzanowym, czerwona kapusta, a na deser galaretka. Humor nieco psuje znaczące podniesienie ceny posiłku stosunku do wcześniejszych ustaleń.

Poniedziałek 03.09.2012 r.
Wedle znajdującego się niedaleko naszej kwatery drogowskazu 7 km od Rożnowa znajduje się Tropie – czyli romański kościółek p.w. św. Świerada. Nasza gospodyni twierdzi, że odległość jest mniejsza i w zależności od wyboru wariantu trasy wynosi 4 km lub 5 km. Okazuje się jednak, że ze sporą częstotliwością kursują tędy busy. Wstajemy zatem rano i robimy szybki wypad do miejscowości Tropie (zajmuje nam to niespełna godzinę). Oczekiwanie na busa umilamy sobie obserwacją licznych dużych pajęczyn o bardzo regularnych kształtach. Pajęczyny te były wszechobecne, zarówno na płotach, jak i na choinkach. Romański kościółek prezentuje się bardzo malowniczo – znajduje się on na wysokim brzegu jeziora. A tego dnia, ze względu na zamglenie, wyglądał bardzo tajemniczo. Zaglądamy z ciekawością do kościoła. Udaje się nam na chwilę wejść do kościoła, gdyż właśnie zbierają się dzieci na Mszę Świętą z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Najcenniejszym elementem kościółka są zachowane fragmenty romańskiej polichromii przedstawiające świętego Stefana, króla Węgier w koronie i z berłem w dłoni. Przy wejściu zwraca też uwagę barokowa kamienna chrzcielnica wbudowana w ścianę. Z pierwotnej budowli z XII w. zachowały się jedynie mury prezbiterium wzniesione z ciosów piaskowca. Busem wracamy do Rożnowa.
W miejscu zakończenia wczorajszej wędrówki startujemy do kolejnego etapu. Zabieramy duże plecaki i o godz. 8:30 wyruszamy na trasę. Tym razem jest więcej leśnych dróg. Drobne problemy orientacyjne mamy przy wejściu do lasu. Zasięgamy więc języka. No i pod górę. Na Majdanie (512 m.) wchodzimy na żółty szlak. Las wydaje się tajemniczy – słońce dopiero po pewnym czasie słońce przebija się przez poranne mgły. Za wierzchołkiem Ostryż Płd. Waldek funduje nam odcinek specjalny – najpierw idziemy zarośniętą ścieżkę, potem przedzieramy się przez chaszcze, a właściwie jakieś drzewka. Gałęzie smagają nam twarze. Przełazimy przez jakieś pnie. Poglądy co do celowości podążania tędy są bardzo podzielone, słychać narzekania, choćby niżej podpisanego, ale są też osoby zadowolone, albo neutralne. Kiedy w końcu wychodzimy z tego gąszczu, dochodzę do wniosku, że to przedzieranie się, to wyraz naszej solidarności z „Bąbelkami” przygotowującymi się do Rajdu na Raty zatytułowanego „Przez leśne ostępy”. Podchodzimy do bacówki Jamna, która jest pierwszym punktem pośrednim na dużą GOT na naszej trasie. Tutaj odpoczywamy. W bacówce znajdują się podświetlane talerzyki sygnalizujące realizację zamówienia. Ciekawostką jest, że przechodzą tutaj (nie krzyżują się, lecz właśnie idą razem) szlaki we wszystkich możliwych kolorach. Na drodze prowadzącej do bacówki znajduje się wysoka drewniana brama z napisem „Wypoczęci szczęśliwie wracajcie do domu. A gdy zatęsknicie wracajcie tu znowu”. Mądre motto, mogące się odnosić nie tylko do bacówki Jamna, ale i całego Pogórza Karpackiego. Zrobiliśmy więc sobie tutaj pamiątkowe zdjęcie. Mijamy Sanktuarium Bożej Niezawodnej Nadziei. Nocujemy w znajdującym się w głębi lasu urokliwym pensjonacie „Uroczysku Jamna”. Bardzo sympatyczny nocleg, dobry obiad, tylko pranie nie chciało wyschnąć. Miejsce to cieszy się dużą popularnością, ze względu na… brak zasięgu sieci komórkowych!

Wtorek 04.09.2012 r.
Startujemy leśną drogą. Potem zrębówka. Łagodny odcinek specjalny przez wysokie pokrzywy i inne zielska. Podchodzimy pod górę (ładne widoki), oczywiście po to by chwili schodzić do miejscowości Jastrzębia. I znów w górę. Dochodzimy do szczytu. Na drzewie widzę wyblakłą tabliczkę z nazwą „Sucha Góra” (360 m.) – jest to drugi punkt pośredni na dużą GOT. Nieopodal znajduje się krzyż oznaczający miejsce pamięci narodowej. Jest to symboliczna mogiła partyzantów AK z IV Kompanii „Ewa” poległych we wrześniu 1944 r. Urokliwymi leśnymi drogami schodzimy w dół i nagle napotykamy dziwny most nad błotnym potokiem. Daro ze zdumieniem odkrywa, że za budulec posłużyło „podwozie” wagonu kolejowego. Zastanawiamy się jak oni to żelastwo przytargali taki kawał w głąb lasu. Oczywiście pamiątkowe zdjęcie. Po takim ażurowym moście jeszcze żeśmy nie przechodzili. Po drodze napotykamy również inne rzeczy wprawiające nas w zdumienie jak np. wygódka w małym gospodarstwie rolnika z napisem na drzwiach „WC tylko dla personelu” i namalowanymi poniżej dwoma kwiatkami. Nagle na wzniesieniu wśród pól, uwagę zwracają sylwetki czterech potężnych lip, rosnących dookoła kamiennej białej kapliczki. To kapliczka pw. św. Trójcy, najstarszy obiekt architektury sakralnej na terenie Brzozowej. Wybudowana w 1855 r z ciosów piaskowca. Na trasie mnóstwo owoców: jeżyny, maliny, śliwki i winogrona (zdecydowanie bogatsze menu niż w ub.r. na Pogórzu Sudeckim). Drogę przecinamy w Siemiechowie. Maszerujemy żółtym szlakiem. Wchodzimy na Wał (526 m.) – trzeci punkt pośredni na dużą GOT. Na szczycie budowana jest wieża widokowa. Nieco poniżej szczytu znajduje się punkt widokowy z opisaną panoramą (ponoć widać stąd nawet Tatry). Zmieniamy kolor szlaku na zielony. Schodzimy do dawnego kamieniołomu, gdzie znajduje się pomnik przyrody „Skamieniałe Dęby”. Na skale są widoczne skamieniałe pnie dębów liczące sobie około 60 milionów lat. Dochodzimy do Gromnika. W centralnym punkcie miejscowości znajdują się tuż obok siebie: klasycystyczno-ekletyczny dworek z XIX w., barokowy kościół p.w. św. Michała bp, park z pomnikowymi drzewami, no i sklepy. Nasza kwatera znajduje się na obrzeżu Gromnika. Duży obiekt, zaś właścicielka raczej nastawiona jest na obsługę wesel. Smaczne jedzenie, dobre łazienka i balkon, na którym wieszaliśmy pranie, to zalety tego miejsca. Brak dostępu do kuchni, czy choćby czajnika bezprzewodowego, to z kolei minusy. Wodę więc zagotowaliśmy grzałkami. Nasze panie nocują w pokoju, a panowie w olbrzymim pomieszczeniu na poddaszu, które bardzo spodobało się Darkowi (mógłby zbudować bardzo dużą makietę). No i bardzo szybko poszliśmy spać.

POGÓRZE CIĘŻKOWICKIE

Środa 05.09. 2012 r.
Rano mgła. Jednak nasz gospodarz mówi, że w ciągu godziny powinna się rozejść. Przechodząc na drugą stronę Białej upuszczamy Pogórze Rożnowskie i wchodzimy na Pogórze Ciężkowickie. Przy jednym z domów, można napisać, że na podwórku znajduje się kamieniołom. Za zgodą gospodarza podchodzimy do wyrobiska. Bardzo się nam podobają drzewa utrzymujące się na urwisku. Kawałeczek dalej znajduje się stanowisko dokumentacyjne „Kamieniołom Tursko”. Nam jednak bardziej podobał się pierwszy z kamieniołomów. Dochodzimy do Ciężkowic. Odpoczywamy na rynku, jednocześnie podziwiając jego zabytkową zabudowę. Teraz udajemy się do rezerwatu przyrody „Skamieniałe Miasto” (OKP, czwarty punkt pośredni na dużą GOT). Towarzyszą nam niebieskie znaki. Skałka „Grunwald” oznacza, że dotarliśmy do rezerwatu. Na skale umieszczona jest pamiątkowa tablica „1410 Bohaterom Grunwaldu w 500 letnią rocznicę zwycięstwa Ciężkowice 1910”. Idziemy jeszcze kawałek dalej ruchliwą szosą do bardzo charakterystycznej skałki „Czarownica” – rzeczywiście skałka przypomina profil wiedźmy z wielkim haczykowatym nosem, krótką brodą i oczodołami. Nazwa jest adekwatna do wyglądu. W kolejnej skałce określonej mianem „Ratusza”, przy najmniej patrząc od szosy, nie możemy ustalić przyczyny nadania takiej nazwy. No, ale skoro jest „Skamieniałe Miasto”, to musi być „Ratusz”. Wracamy do parkingu koło „Grunwaldu”. Tutaj zasiadamy w ławkach, jak i pilni uczniowie wysłuchujemy opowieści Iwony, o tym, jak powstały te piaskowcowe cudeńka. Przechodzimy przez bramę rezerwatu i podchodzimy pod górę mijając „Warownię Dolną” i „Warownię Górną”. Następna skałka to łatwo rozpoznawalny „Orzeł” – widzimy głowę i skrzydła. Teraz wspinamy się do „Piekła”. Przed nami olbrzymie wygładzone głazy. Dyskutujemy, czy „Borsuk” przypomina to zwierzę. Teraz czas na krótki wypad do Egiptu – przed nami „Piramidy” Kolejne skałki: „Pustelnia”, „Baszta Paderewskiego”, „Cyganka” nie są aż tak charakterystyczne. Wędrówka przez „Skamieniałe Miasto” kończy się przy skałce z krzyżem. Jest to jedyna skałka, na którą można się wspinać. Nikt z naszej drużyny nie odważył się jednak próbować dostać się przez szczelinę na jej szczyt. Spod skałki podziwiać możemy panoramę Ciężkowic. Bardzo się nam się tutaj podobało. Uważam, że jest to atrakcja porównywalna z Górami Stołowymi i czeskimi skalnymi miastami. Przechodzimy na drugą stronę drogi. Teraz przechodzimy przez malowniczą bramę, a następnie kierujemy się wąską ścieżką do pomnika przyrody „Wodospad”. Po drodze przechodzimy przez chwiejny mostek złożony z dwóch starych desek, na szczęście posiada poręcz. Wodospad znajduje się w miejscu zwanym Wąwozem Czarownic (jest to jar o długości około 40 metrów, który otaczają pionowe skały o wysokości od 10 do 20 metrów). W prawdzie nie usłyszeliśmy tam huku, ani nawet szumu spływającej wody, sączyła się ledwie strużka, jednak mimo to, głęboki kamienny jar zrobił na nas duże wrażenie. W powietrzu było czuć wilgoć. Zatem wodospadu nie ma, ale dzięki temu można wejść w głąb wąwozu, między skały pokryte zielonym nalotem z mchów i porostów. Po zwiedzeniu Wąwozu kontynuujemy wędrówkę leśnymi i asfaltowymi drogami. Jest bardzo ciepło. Na trasie pojawia się kolejny charakterystyczny element – cmentarze wojenne z czasów I i II wojny światowej. Szlak jest najpierw dobrze oznakowany, ale za Rzepiennikiem jest ono gorsze. Znowu okazuje się, że zmieniono przebieg szlaku. Dochodzimy do Jodłówki Tuchowskiej, w której pierwotnie mieliśmy nocować. Jednak z uwagi na brak potwierdzenia noclegu ten etap został wydłużony o 3 km, przy jednoczesnym skróceniu trasy w dniu następnym. Nie jest dobrze oznakowane zejście szlaku z drogi na ścieżkę. Idziemy skrajem pola, potem wychodzimy na zarośniętą polankę. Forsujemy suchy rów. Szlak nie jest uczęszczany. Przechodzimy przez rzeczkę po drewnianych kładkach i mostku, którego rolę pełni dawny słup energetyczny. Widoczne też są ślady działania bobrów. Kolejne podejście. Jesteśmy już zmęczeni. Kiedy wreszcie dochodzimy do węzła szlaków, zrzucamy plecaki i odpoczywamy. Bez plecaków podchodzimy do znajdującego się kawałeczek dalej oznaczonego reperem szczytu Brzanka (536 m.), czyli piątego punktu pośredniego na dużą GOT. Przechodzimy obok miejsca upamiętniającego partyzantów AK. Omijamy wieżę i udajemy się od razu do bacówki Brzanka, w której mamy nocleg. Czas tutaj się zatrzymał – potrzebny jest pilny remont: wyjście na balkon na własne ryzyko, zdezelowane sprzęty, a o sanitariatach szkoda gadać. Plusem zaś było niezłe jedzenie, no i sala z TV. Tradycyjną odprawę odbywamy na dworze. Tym razem ma ona dość burzliwy przebieg. Obsługa opuszcza wieczorem bacówkę, a jako, że jesteśmy jedynymi gośćmi, to po raz kolejny mamy obiekt tylko do swojego użytku.

Czwartek 06.09.2012 r.
Rano zaliczamy wieżę na Brzance. Wchodzimy na żółty szlak. Trasa prowadzi przez las. Gdzie niegdzie pojedyncze domki. Nasze owocowe menu urozmaicają brzoskwinie. Trochę popadało, ale zaraz po założeniu peleryn przestawało. Jeszcze kiedy kropiło postanowiliśmy, że sobie zrobimy przerwę – i oto jak na zawołanie na skraju lasu znaleźliśmy wiatę! Oprócz szlaków pieszych, są tutaj liczne szlaki końskie. Są one dobrze oznakowane: węzły mają numery, a na drogowskazach, podobnie jak przy szlakach pieszych, podane są czasy przejazdu. Przechodzimy koło Ostrego Kamienia (530 m.) na Górze Pasia (527 m.). Wchodzimy na Gilową Górę (506 m.) – szósty punkt pośredni na dużą GOT. Przechodzimy przez Wisową. Potem znów wkraczamy do lasu. Na skraju lasu stoi rudera. Kiedy odpoczywamy na polance, zagaduje nas jej bardzo rozmowny mieszkaniec. Porzucamy szlak i docieramy do miejscowości Dębowa na nocleg. Nasz gospodarz mieszka naprzeciwko kościoła, ale kwatera jest trochę dalej – znów mamy dom do dyspozycji. Zaprowadziła nas tam córka gospodarza. Idziemy na zakupy. Wreszcie przyszła kolej na Darka: „są ziemniaki?”. „Nie ma” – odpowiada sprzedawczyni. No tak, po co we wiejskim sklepie ziemniaki… Poszliśmy z Waldkiem i Danką do gospodarza, aby dopełnić formalności związanych z zakwaterowaniem, a przy okazji poprosić o ziemniaki. Danka: „fajny macie sklep. Ale jednak nie do końca…”. Po chwili dodała „bo brakuje ziemniaków. Czy moglibyśmy dostać parę ziemniaków”. Gospodarz na to „a ile chcecie?”. Danka: „osiem sztuk”. Gospodarz: „Klara, dużo masz lekcji?”. Nas zaś pyta: „a jakie chcecie? Sypkie, rozgotowujące się?” Waldek na to: „smaczne!”. Gospodarz: „Przynieś wiaderko czarnych”. Za parę minut dostaliśmy wiaderko pełne ziemniaków. W międzyczasie okazało się, że nasi gospodarze mają krewnych w Gdańsku, w tym samym falowcu, w którym mieszka Danka oraz w sąsiednim i na Karwinach. W przygotowanie obiadu zaangażowana była cała ekipa: Danka załatwiła ziemniaki, ja przyniosłem, Darek obrał. Mariusz zlał, a wszyscy zjedli mniejszą lub większą ich ilość.

Piątek 07.09.2012 r.
Po zimnej nocy poranek jest chłodny, ale w ciągu dnia zrobiło się przyjemnie, ciepło. Wieś opuszczamy asfaltową drogą. Wracamy na opuszczony poprzedniego dnia, żółty szlak. Leśną drogą wędrujemy przez Mały Liwocz (483 m.), Kamińską (508 m.) na Liwocz (562 m.), czyli siódmy punkt pośredni na dużą GOT. Liwocz to najwyższa góra w okolicy wyróżniająca się bardzo charakterystyczną sylwetką stożka. Na szczycie znajduje się kaplica połączona z wieżą widokową. Zwieńczeniem wieży jest 18-metrowy stalowy krzyż. Na wieży umieszczone są figury Chrystusa, Chrystusa Ukrzyżowanego oraz Matki Boskiej, a obok przedstawiona jest scena Bożego Narodzenia. Z wieży roztacza się szeroki, interesujący widok. Po raz kolejny ma tej Wyprawie towarzyszy nam droga krzyżowa. Porzucamy znakowany szlak. Trafiamy na polankę z dojrzałymi, słodkimi jeżynami. Nie możemy się od nich oderwać. Schodzimy do Brzyska. Teraz dłuższy odcinek asfaltem. Robimy zakupy. Idziemy w kierunku Błażkowa. Tam skręcamy w stronę mostu na Wisłoku. Asfalt się kończy, idziemy bardzo szeroką piaszczystą drogą. Most pontonowy jest w innym miejscu niż na mapie. Za mostem znajduje się Zakład Eksploatacji Kruszywa. Po przejściu mostu weszliśmy wprost na teren zakładu. Robotnicy wskazali nam drogę, która doprowadziła nas do naszego noclegu. Zatem bardzo wcześnie docieramy na kwaterę w agroturystyce o nazwie „Nad Stawami” w miejscowości Klecie. Można odpocząć, wyprać i wysuszyć pranie. Do dyspozycji dostajemy wielką sypialnię z balkonem i łazienką. Łóżeczka, jak w przedszkolu jedno obok drugiego. Możemy też korzystać z kuchni, co jest ważne ze względu na poranną kawę i herbatę. Na obiad mamy zupę ziemniaczaną z makaronem oraz tilapię zawijaną w cieście naleśnikowym. Pychota! Odprawę urządzamy sobie w altance.

POGÓRZE STRZYŻOWSKIE

Sobota 08.09.2012 r.
Najpierw idziemy asfaltową drogą przez Januszkowice, Opacionkę. Most przez Gogołówkę jest remontowany, ale można po nim przejść. Siąpi drobny deszcz. Wędrujemy przez las. Waldek dobrze nawiguje. Spotykamy jakiegoś grzybiarza. Nieoczekiwanie, tam gdzie spodziewaliśmy się łatwiejszej wędrówki pojawiają się kłopoty ze zgodnością mapy z terenem. Natrafiamy na salamandrę, a więc mamy fotostop. Podchodzimy pod Klonową Górę. Znów salamandra, jeszcze jedna, za chwilę dwie kolejne… Szalejemy z aparatami, obfotografowując żółto-czarne zwierzątka ze wszystkich stron. Salamander naliczaliśmy kilkanaście. Doszliśmy do wniosku, że należałoby zmienić nazwę wzniesienia na Góra Salamander. Nie możemy dokładnie zlokalizować szczytu Klonowej Górę (525 m.) – ósmego punktu pośredniego na dużą GOT, jest kilka punków szczytowych, jednak nie zgadza się nam wysokość. Wskakujemy na niebieski szlak. Idziemy na Bardo (534 m.) – najwyższy szczyt Pogórza Strzyżowskiego. Szlak prowadzi przez chaszcze, ścięte drzewa, wije się w dziwny sposób. Niestety leśnicy po ścince drzew, zaścieli go na sporym odcinku ściętymi gałęziami, co to oznaczało dla nas, wiadomo. Po drodze spotykamy innych turystów – piechurów i rowerzystów. Pokonujemy kilka ostrych podejść. Szlak znowu kołuje. W niektórych miejscach nie jest dobrze oznaczony, co skutkuje tym, że niekiedy go na jakiś czas gubimy, by za jakiś czas ponownie go odnaleźć. Niekiedy jednak nie jest to proste: Waldek przeskakuje przez błotnisty potok, my przepatrujemy okoliczne drzewa, by w końcu odnaleźć niebieski znaczek na jednym z nich. Przechodzimy koło kapliczki z XVIII w. Wielką osobliwością jest rosnąca obok kapliczki zagadkowa lipa (niegdyś były dwie) o obwodzie pnia ponad 300 cm. pochylona jak starzec. Jesteśmy w rezerwacie przyrody „Góra Chełm”. W Stępinie wychodzimy wprost na naszą kwaterę. Niestety nasze pokoje są jeszcze zajęte. Czekamy więc na zewnątrz. Tutaj dołącza do nas Lucyna. Gospodyni mówi, żeby nie korzystać z wanny. Biorą szybki prysznic i drobną przepierkę. Iwona też zdążyła się wykąpać, ale nie zdążyła umyć głowy. W kranach posucha… Okazało się, że są kłopoty z wodą. Dostajemy baniaki z wodą do spłukiwania w toalecie. Później jednak woda się pojawiła. Po zakwaterowaniu udajemy się na zwiedzanie kompleksu kolejowego schronu z okresu II wojny światowej. W jego skład wchodzą schron kolejowy o długości 382 m., schron techniczny oraz schrony bojowe. W Stępinie doszło do spotkania Adolfa Hitlera z Benito Mussolinim. Żelbetonowe mury schronu mają grubość 2-3 m. Strop jest zakończony spiczasto, aby ewentualne bomby zsuwały się na dół. Budowla była zamaskowaną siatką maskującą z plastikowymi drzewami i domami, rozpiętą między zboczem góry a rzeczką, która została przez Niemców przesunięta. W środku schronu znajdowały się dwa perony – jeden dla podróżnych, a drugi dla obsługi technicznej.

POGÓRZE DYNOWSKIE

Niedziela 09.09.2012 r.
Na początku dnia poklepaliśmy nieco asfalt (do Wiśniowej). Potem była mała atrakcja w postaci chwiejnego i wpadającego w wibracje mostku nad Wisłoką. Spore emocje dla tych co mają lęk wysokości. Waldek filmował przejścia niektórych uczestników. Moim zdania, tego dnia mieliśmy jedną z piękniejszych tras tego wyjazdu. Wędrowaliśmy niebieskim szlakiem przez las, najpierw pięliśmy się w górę wąwozem, a potem szliśmy urokliwym grzbietem raz na dół, raz do góry, a towarzyszyły nam liczne skałki (rezerwat przyrody „Herby”). Lucy żartowała, że właściwie tutejszy las, wygląda w zasadzie tak samo, jak lasy znajdujące się obok Gdyni Cisowy. Przechodzimy przez Czarnówkę (492 m.). Schodzimy do Rzepnika. Znajdują się tutaj: stary cmentarz oraz cerkiew greckokatolicka p.w. Paraskewii. Obok niej rośnie dąb „Jagiellon” liczący sobie ponad 500 lat, a zatem pamiętający czasy ostatnich Jagiellonów. Opuszczamy wieś. Szlak odbija od szosy. Napotykamy na kolejne wojenne cmentarze. Podchodzimy jeszcze na Królewską Górę (554 m.). Dochodzimy do Podzamcza. Zwiedzamy jeszcze ruiny zamku Kamieniec (OKP – jeden obiekt łącznie z rezerwatem „Prządki”). Z daleka obiekt jest urokliwy, jednakże do oglądania zbyt wiele w nim nie ma. Zamek został zbudowany na skałach, przypomina więc zamki na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Warto wspomnieć, że historia właścicieli zamku, stała się kanwą komedii Aleksandry Fredy „Zemsta”. Nocujemy w ruderze, ale za to wspaniale zlokalizowanej – na wzgórzu, tuż przy kapliczce. Za dnia mamy możność podziwiania wspaniałej panoramy Krosna, potem zachód słońca i gwiazdy na niebie. W charakterze obiadu mamy bigos. A do naszego grona chciał dołączyć jakiś gość wchodząc do naszej kwatery.

Poniedziałek 10.09.2012 r.
Podziwiamy wschód słońca. Wychodzimy o godz. 7:00. Sarny przy drodze. Jeszcze spojrzenie na ruiny zamku Kamieniec. Idziemy czarnymi szlakiem prowadzącym do rezerwatu przyrody „Prządki” (OKP – jeden obiekt łącznie z ruinami zamku Kamieniec). Po drodze zaliczamy jeszcze ścieżkę przyrodniczo-historyczną. We wspomnianym rezerwacie podziwiamy bardzo urokliwe formy skalne, a także drzewa rosnące na skałkach i oplatające swymi korzeniami głazy. Skały sięgają ponad 20 m, a pod wpływem erozji przybrały oryginalne kształty. Niektóre mają własne nazwy: Prządka Baba, Prządka Matka, Herszt, Zbój Madej. Potem jeszcze kawałek idziemy przez las. Wychodzimy w Czarnorzekach przy kościele. Przechodzimy obok stanowiska dokumentacyjnego „Sztolnie nad Czają” t.j. miejsca, gdzie jeszcze w ubiegłym wieku pozyskiwano używany do prac kamieniarskich piaskowiec oraz pomnika przyrody „Źródło Mieczysław”, które powstało poprzez zalanie wyrobiska po wydobywaniu piaskowca. Wspinamy się na Suchą Górę (585 m.) – najwyższy szczyt Pogórza Dynowskiego oraz całej naszej wyprawy. Tuż za szczytem znajduje się wieża transmisyjna. Drogą schodzimy w dół, wracamy do kościoła w Czarnorzekach. Potem leśnymi drogami docieramy do Woli Jasienickiej. We wsi znajduje się pełno tartaków. Jest ona bardzo długa. Z resztą kolejne, czyli Jasienica i Blizne, również. Dochodzimy do Bliznego. Naszym celem jest drewniany XV-wieczny kościół p.w. Wszystkich Świętych (OKP, Lista Światowego Dziedzictwa UNESCO). Niestety na plebani nikt nie odpowiada na nasz dzwonek. W kościele otwarta jest boczna kruchta, możemy zatem zajrzeć do środka i spojrzeć na polichromie. W Bliznem kończymy naszą nie przerwaną wędrówkę.
Autobusem jedziemy do Brzozowa, tam przesiadamy się na busa do Haczowa. Zwiedzamy piękny drewniany kościół Wniebowzięcia NMP z XVI w. (OKP, Lista Światowego Dziedzictwa UNESCO), który o dziwo jest otwarty. Następnie busem jedziemy do Krosna, w którym mamy dwa noclegi. Nasza baza ma dobrą lokalizację – nie widziana od kilku dni „Biedronka” jest tuż obok. Nieoczekiwanie jednak więcej miłośników zaczyna zyskiwać inna sieć handlowa.

KOTLINA KROŚNIEŃSKA

Wtorek 11.09.2012 r.
Kultowym autosanem z firmy „Miś” jedziemy do Równego. Do pokonania znów mamy właśnie remontowany most. Udajemy się do Bóbrki, aby zwiedzić Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza (OKP). W ten sposób uczciliśmy 190 rocznicę urodzin i 130 rocznicę śmierci twórcy polskiego przemysłu naftowego. Skansen powstał w miejscu jednaj z najstarszych na świecie kopalni ropy naftowej. Do dziś jest ona czynna. Ekspozycja jest bardzo ciekawa: wieże wiertnicze, kopanki, specjalne samochody wyglądające jak monster truck. Wiele eksponatów pochodzi z poł. XIX w. i jest związana z początkami wydobycia ropy. W Domu Dyrektora możemy podziwiać przepiękne lampy naftowe. W nowym budynku znajduje się ekspozycja multimedialna. Skoro Łukasiewicz, to ropa i asfalt. Tak więc wędrówkę kontynuujemy asfaltową szosą, udając się do Żarnowca, gdzie mieści się Muzeum Marii Konopnickiej (OKP). W b.r. obchodzimy 170 rocznicę jej urodzin. Muzeum zajmuje dwa obiekty: dworek podarowany pisarce przez naród oraz budynek, który powstał na fundamentach dawnego budynku gospodarczego. Przewodniczka bardzo ciekawie opowiada. Maria Konopnicka to nie tylko autorka utworów dla dzieci, ale także krytyk literacki, tłumacz, poetka. Znane są wydania jej utworów dla dzieci z ilustracjami Sznaucera. Konopnicka była samoukiem, tylko rok uczęszczała do szkoły prowadzonej przez zakonnice. Znała dziesięć języków obcych, a z pięciu tłumaczyła (z francuskiego, niemieckiego, angielskiego, czeskiego i włoskiego). Jej utwory były przetłumaczone na wiele języków (zwłaszcza na rosyjski, a także m.in. na ukraiński, czeski, gruziński). Wysłuchujemy nagrania „Roty”. Dworek w Żarnowcu został podarowany Konopnickiej przez naród. Taki zaszczyt spotkał dwie osoby – Henryka Sienkiewicza i Marię Konopnicką. Pisarka mogła wybrać jedną z 36 lokalizacji. Wcześniej dworek był własnością dwóch uczestników Powstania Styczniowego. W dworku znajduje się wiele autentycznych sprzętów, gdyż przetrwały one II wojną światową w magazynach Muzeum Narodowego w Krakowie. Konopnicka otrzymała wiele prezentów i dyplomów z okazji jubileuszu twórczości. Dworek ma dobudowane piętro, gdyż poprzedni właściciele byli bardzo towarzyscy i urządzili tam pokoje gościnne. Gdy dworek stał się własnością Konopnickiej, swoją pracownię założyła tam malarka Maria Dulębianka. Malarka była dobrą obserwatorką, o czym świadczy portret opalonego chłopa z jasnym czołem: chłopi stale nosili kapelusz, a zatem czoło im się nie opalało (jeśli wraca pijany chłop z kapeluszem to można z nim jeszcze pogadać, ale jeśli bez – to może się on tylko położyć). Konopnicka i Dulębianka pomogły wykształcić ok. 40 dzieci. Pisarka żałowała, że dla wielu rodzin łatwiej jest wysłać dzieci do pracy do Ameryki niż na naukę. Przewodniczkę zastępuje przewodnik. Też niezły, ale trudno mu dorównać przewodniczce. Zwiedzając Żarnowiec duchowo łączymy się z Danusią, która tez zwiedza Żarnowiec, tyle że w województwie pomorskim.
Autobusem wracamy do Krosna. Zwiedzamy Muzeum Regionalne (OKP). Ekspozycja zaczyna się standardowo od wykopalisk, po przez wieki średnie z figurą św. Jana Nepomucena, dochodzimy do tego, co tu jest najważniejsze i charakterystyczne – mianowicie historii oświetlenia. Wystawa przedstawia dzieje oświetlenia od łuczywa, przez pochodnie, świece, lampy naftowe. Oglądamy kolekcje lokalnego malarstwa z XIX w. i XX w. oraz wystawę czasową dot. Cyganów. Wchodzimy do bazyliki farnej p.w. św. Trójcy (najstarsze elementy pochodzą z XIV w.). Przechodzimy przez duży prostokątny rynek, przy którym znajdują się kamieniczki z podcieniami. Zwiedzamy najstarszy kościół Krośnie t.j. kościół O.O. Franciszkanów p.w. Nawiedzenia NMP (OKP). Prezbiterium powstało w XIII w. Zastanawiamy się, czy nie zwiedzić jeszcze ekspozycji szkła, ale jesteśmy już nieco zmęczeni i rezygnujemy z realizacji tego zamiaru.

KOTLINA SANOCKA

Środa 12.09. 2012 r.
Kolejową komunikacją zastępczą, czyli busem Przewozów Regionalnych jedziemy z Krosna do Sanoka Dąbrówki (Dąbrówki Ruskiej). Oglądamy cerkiew w Czerteżu p.w. Przemienienia Pańskiego (OKP). Opuszczamy wioskę. Przechodzimy przez mostek na Sanoczku, a potem przedzieramy się przez chaszcze. W końcu udaje się nam przebić przez gęste zarośla, niektórzy z krwawymi zadrapaniami na rękach i bąblami od pokrzyw na nogach. Wychodzimy na jakąś ścieżkę. Zaliczamy podejście na górę. Dochodzimy do Sanoka. Wędrujemy przez dzielnicę domków jednorodzinnych. Przechodzimy przez cmentarz z widokiem na McDonalds’a. Docieramy do Sanu. Przechodzimy na drugą stronę rzeki udając się do Muzeum Budownictwa Ludowego – Parku Etnograficznego (OKP). Podobnie, jak w Nowym Sączu, składa się on z autentycznych chat, cerkwi, wiatraków oraz rekonstrukcji miasteczka galicyjskiego. Następnie udajemy się na Zamek, w którym mieści się Muzeum Historyczne (OKP) posiadające największą w Polsce kolekcję ikon, a także największy zbiór prac Zbigniewa Beksińskiego. Kolekcja ikon bardzo się nam spodobała. Eksponowanych było m.in. ponad 10 ikon z wizerunkiem św. Mikołaja! Obejrzeliśmy również obrazy, fotografie oraz gabinet Beksińskiego. Jego twórczość jest jednak zbyt pesymistyczna, daje obraz zagłady, śmierci. Zamkowymi schodami schodzimy na dół. Udajemy się na dworzec autobusowy. Konsternacja – okazuje się, że kurs autobusu odjeżdżającego o godz. 14:00 został skrócony do Kuźmina. Możemy nim jechać i czekać 3 godz. albo jechać o godz. 16:20 z Sanoka i czekać 0,5 godz. na ten sam autobus z Ustrzyk. Ewentualnie możemy jechać do Ustrzyk zapłacić więcej i czekać w Ustrzykach 2 godz. Wybieramy wariant drugi. Wracam na rynek, zaglądam do informacji turystycznej. Zgodnie z otrzymaną poradą, zwiedzam cerkiew p.w. Trójcy Świętej, kościoły O.O. Franciszkanów i Przemienia Pańskiego oraz jedyny w Polsce park miejski o charakterze górskim. Nie mogło oczywiście zabraknąć zdjęcia na ławeczce ze Szwejkiem.
Jedziemy do Kuźmina. Podróż jest bardzo emocjonująca, trasa prowadzi przez Góry Sanocko-Turczańskie. Autobus licznymi serpentynami wspina się na przełęcz Przysłup. Później czeka nas równie emocjonujący zjazd. Zaś we wspomnianym lokalnym centrum przesiadkowym czeka nas oczekiwanie na dalszą podróż. Sklep zostaje nam zamknięty niemal przed nosem. Natomiast kościół, wręcz przeciwnie, specjalnie dla nas zostaje otwarty przez księdza. Wokół kościoła rosną pomnikowe lipy. Na tablicy informacyjnej, a raczej dezinformacyjnej, jest napisane, że jest to świątynia p.w. św. Dymitra. Ksiądz wyjaśnia, że kościół został wniesiony na miejscu cerkwi, a patronką od zawsze była Matka Boża Nieustającej Pomocy. Na przystanku spędziliśmy sporo czasu. Po odarciu go z nielegalnie zamieszczonych reklam i ogłoszeń odsłonięte zostaje sgraffito. Później analizujemy oryginalne sklepienie oraz układ cegieł. Na tle oryginalnego przystanku nasza grupa robi sobie zdjęcie grupowe. Autobus przyjeżdża wcześniej niż się spodziewaliśmy, ale ma tutaj kilkuminutowy postój. Kierowca odbywał służbę woskową w Gdyni Grabówku.
W Przemyślu przechodzimy przez most, którym wiedzie droga św. Jakuba, na drugą stronę Sanu. Kwaterujemy się w schronisku PTSM „Matecznik” (przestronna kuchnia, dostęp do Internetu, sanitariaty o zróżnicowanym standardzie).

PŁASKOWYŻ CHYROWSKI

Czwartek 13.09.2012 r.
Jedziemy do Siedlisk w pobliżu granicy polsko-ukraińskiej. Wędrujemy najpierw asfaltem, a potem polnymi drogami. Podziwiamy „Skarpę Jaksamnicką” (rezerwat przyrody) – taki śródlądowy klif. Idziemy czarnym szlakiem. Jesteśmy bardzo blisko granicy. Nie zdziwiło więc nas spotkanie z patrolem Straży Granicznej. Pogranicznicy siedzieli na karimacie i obserwowali teren. Chwilę z nami pogadali, a później gdzieś pognali. Spotkaliśmy też bardzo zagadkową panią w kaloszach z dużym naręczem pietruszki. Patrząc na nas poradziła nam tez założyć kalosze na te wysokie trawy. Zatrzymujemy się na moment przed kapliczce z rzeźbą ukrzyżowanego Chrystusa. Postać Jezusa jest bez ręki, gdyż jak głosi napis „podczas II wojny światowej żołnierz obcej narodowości strzelił do figury i rękę odpadła, a żołnierz ten zginął 2 km dalej”. Przed nami pojawia się brama z napisem „teren prywatny”. Wzdłuż ogrodzenia znajdują się chaszcze. Postanawiamy cofnąć się kawałek do drogi. Wiedzie ona na pole i tam się urywa. Nie jesteśmy w stanie się oprzeć krzakom pełnym dojrzałych malin. Niestety za poletkiem malin jest skarpa gęsto porośnięta drzewkami. Usiłujemy się przedrzeć Teren jest ogrodzony. Odsuwamy siatkę i przechodzimy pod płotem. Znajdujemy się na wąskiej przestrzeni pomiędzy dwoma ogrodzeniami. Wychodzimy na zarośnięte pole. Od lasu oddziela nas kolejne ogrodzenie. Buntuję się! Wracamy tą samą drogą. Daro zauważa w wysokiej trawie przy ogrodzeniu dużą żmiję wygrzewającą się na słońcu. Mamy dosyć. Znów czołgamy się pod płotem, prezentując różne techniki pokonywania tej przeszkody. Przechodzimy przez pole zbierając na skarpetkach i butach różne zielska. Dochodzimy do znanej nam już kapliczki. Znów towarzyszą nam znaki czarnego szlaku u podnóża Płaskowyżu Chyrowskiego. Nadkładamy drogi w stosunku do założonej trasy przechodząc przez Łuczyce. Idziemy do Fortu III Łuczyce. Teraz teren trochę jest zapuszczony, porasta go bujna trawa. Dochodzimy do wsi Rożubowice, tam udajemy do sołtysa po pieczątkę. W prawdzie nie ma go w domu, ale jego teściowa telefonicznie pyta go, czy nie ma nic przeciwko temu, aby podpieczętować książeczki turystyczne, zaś sama z własnej woli pyta nas, czy czegoś nie potrzebujemy i oferuje wodę mineralną. Wchodzimy na Złotą Górę (257 m.), z której rozciąga się bardzo szeroki widok także na stronę ukraińską. Wracamy do wsi. Przechodzimy przez kładkę na drugą stronę rzeki Wiar. Jesteśmy na terenie określanym mianem Bramy Przemyskiej. Przechodzimy przez Hermanowice i kierujemy się na wzgórze Optyń z Fortem IV Optyń. Dochodzimy do Przemyśla. Wchodzimy na olbrzymi cmentarz. Znajdują się tutaj nagrobki uczestników powstań, grobowiec rodziny Felczyńskich – znanych ludwisarzy. Sporą grupę stanowią groby kolejarzy. Dochodzimy do cmentarzy wojennych z I i II wojny światowej (OKP): najpierw żołnierzy austro-węgierskich, niemieckich z obu wojen światowych oraz rosyjskich. Przydałoby się potwierdzenie do książeczek. Widzimy, że zakład pogrzebowy czynny całą dobę. Uznajemy, że zakład pogrzebowy jest instytucją najbardziej kompetentną, aby potwierdzić zwiedzanie cmentarzy. Pieczątkę dostajemy, choć pan z zakładu przeprasza, że jest to pieczątka z napisem „Przemyska Gospodarka Komunalna”. Nam to wystarczy. Idziemy na Kopiec Tatarski (OKP), skąd przez chwilę podziwiamy panoramę miasta. Opowiadam różne wersje historii powstania Kopca. Dochodzimy do kolejnego fortu – jest to Fort XVI Zniesienie. Schodząc z Kopca zdobywamy pieczątkę z knajpki „Pod Kopcem”. Pasuje super. Przechodzimy obok wysokiego krzyża i figury Chrystusa. Potem schodzimy ze Wzgórza Zamkowego. Zaglądamy jeszcze do kościoła O.O. Karmelitów Bosych p.w. św. Teresy (OKP). Szczególnie interesującym elementem wyposażenia jest ambona w kształcie łodzi. Katedra bizantyjsko-ukraińska (greckokatolicka) p.w. św. Jana Chrzciciela jest zamknięta, tak więc jej zwiedzenie przekładamy na późniejszy termin. Charakterystyczne są schody przed katedrą oraz wysokie figury świętych. Przechodzimy przez przemyski rynek, który jest pochyły. Wracamy na kwaterę.

POGÓRZE PRZEMYSKIE

Piątek 14.09.2012 r.
Dzień rozpoczynamy od zwiedzenia archikatedry rzymskokatolickiej Wniebowzięcia NMP i św. Jana Chrzciciela (OKP). Zwracamy uwagę na piękne ozdobne drzwi oraz na muszle znajdujące się na fasadzie archikatedry. Czekamy na otwarcie Muzeum Archidiecezjalnego (OKP). Siostra oprowadzająca po Muzeum nieco się spóźnia. Jednak potem rekompensuje nam to pełnymi żaru i pasji opowieściami o zgromadzonych zbiorach. Muzeum zostało założone przez św. ks. bp. Józefa Sebastiana Pelczara. Zaapelował on, aby nie wyrzucać starych obrazów, wyposażenia, tylko aby je gromadzić. Muzeum nie dokonuje zakupów – wszystkie eksponaty pochodzą z darowizn. W Muzeum nie ma biletów wstępu (wolne datki), ani nie zabiega ono o sponsorów. Muzeum współpracuje z Akademią Sztuk Plastycznych w Krakowie. Niektóre obrazy prezentowane są w takim stanie, jakim je znaleziono, bez rekonstrukcji. Ciekawym eksponatem jest wiklinowy konfesjonał biskupa Pelczara. Warto też zwrócić uwagę na zegar, który o godzinie 15 przedstawia scenę śmierci Chrystusa – poprzez opuszczenie głowy ukrzyżowanego Jezusa i lament Matki Boskiej. W Muzeum możemy obejrzeć: obrazy, ikony, monstrancje, ornaty. Są także izba papieska (uwagę zwracają akcesoria turystyczne) oraz patriotyczna. Udajemy się jeszcze na na Wzgórze Zamkowe (OKP), gdzie znajduje się Zamek Kazimierzowski. Wchodzimy na dziedziniec i oglądamy obrys murów nieistniejących już budowli. Obecnie prowadzone są na Zamku prace konserwatorskie. Przechodzimy przez znajdujący się na Wzgórzu Zamkowym Park Miejski. Potem idziemy przez Wzgórze Trzech Krzyży. Przechodzimy koło wyciągu narciarskiego i opuszczamy Przemyśl. Kropi deszcz. Towarzyszą na czerwone znaki. Maszerujemy głównie szerokimi, wygodnymi, leśnymi drogami. Nagle na drodze naprzeciw naszej grupy pojawia się wypłoszony przez kogoś zając i pędzi wprost na nas. Kiedy zauważył naszą grupę, dokonał błyskawicznego zwrotu i uciekł w przeciwną stronę. Nasza droga prowadzi przez Kruhel do węzła szlaków Wapielnica. Tu zmieniamy kolor szlaku – teraz prowadzą nas najpierw czarne i niebieski znaki, potem tylko niebieskie w kierunku Prałkowskiej Góry. Z boku zostawiamy Fort VII Prałkowice i znów idziemy czarnym szlakiem aż do Krasiczyna. Droga w lesie poprowadzona jest serpentynami nieoznaczonymi na mapie. Końcówka trasy to maszerowanie asfaltem. Przy drodze dostrzegamy figurę św. Nepomucena, dziwiąc się nieco, że znalazł się tak daleko od rzeki i mostu. Zwiedzanie znajdującego się w Krasiczynie zespołu zamkowo-parkowego (OKP) zaczynamy od spaceru po parku. Idziemy aleję lipową. Tradycją właścicieli było sadzenie drzew rodowych: dębu, gdy urodził się chłopiec lub lipy, kiedy na świat przyszła dziewczynka. Renesansowy pałac zwiedzamy z przewodnikiem. Bardzo charakterystycznym elementem ozdobnym zamku są bardzo bogate sgraffita przedstawiające liczne postacie. Pałac ma 4 baszty symbolizujące porządek świata: basztę boską – z kopułą przypominającą bazylikę św. Piotra, basztę papieską ze zwieńczeniem przypominającą tiarę, basztę królewską zwieńczoną koroną oraz basztę szlachecko-rycerską. Z dawnego wyposażenia nie wiele rzeczy przetrwało do naszych czasów, olbrzymie zniszczenia nastąpiły podczas II wojny światowej. Zachowały się dębowe meble, tajemne przejście. Leon Sapieha wyjeżdżał do Afryki na polowania. Zamierzał polować tylko na słonie, których kły ważyły więcej niż 50 kg. Jednak mu się to nie udało – największy miał 49 kg. Tak mu się spodobało w Afryce, że zakupił sobie posiadłość i hodował tam kawę. Chwalił się, że wszystko co znajduje się na stole pochodzi z własnej produkcji. Był to raptus. Jak się zdenerwował, to przywalił z liścia, ale potem płacił. Służba to wykorzystywała, gdy był zdenerwowany, specjalnie wchodziła mu w drogę, aby sobie dorobić. Kaplica pałacowa była zniszczona. Zachowały się tylko podpory chóru oraz drzwi (z wizerunkiem pelikana, karmiącego własną krwią swoje potomstwo), które były w muzeum, ale na konsekrację kaplicy w 2007 r. zostały przywiezione i wiszą do dzisiaj. Po renowacji przywrócono kaplicy jej pierwotną świetność, a przede wszystkim funkcję sakralną. W centralnej części kaplicy znajduje się całkowicie zrekonstruowany manierystyczny ołtarz główny. Całość jest malowana i złocona. Wnętrze kaplicy zdobią liczne płaskorzeźby i malowidła o tematyce religijnej. Przewodnik prowadzi na też do krypty grobowej Sapiehów w Baszcie Boskiej. Rosjanie zbezcześcili groby, trumny używali jako poidła dla koni. Książki wyrzucono z baszty, a było ich tak wiele, że można było z niej wyjść przez okno. Wanny były pełne odchodów.
Wracamy do Przemyśla, gdzie powtórnie zachodzimy do kościoła św. Teresy i do franciszkańskiego kościoła św. Marii Magdaleny.

Sobota 15.09.2012 r.
Uczestniczymy w katedrze bizantyjskiej-ukraińsko (OKP) w nabożeństwie, a następnie ją zwiedzamy. W zasadzie jest to ostatni punkt naszego programu. Idziemy jeszcze tylko do „Matecznika” po plecaki.
Na koniec jeszcze mamy możliwość podziwiać wyjątkowo piękny dworzec w Przemyślu. XIX-wieczny budynek został odrestaurowany z okazji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej i prezentuje się znakomicie. Atrakcyjnie wyglądają hol kasowy i sąsiednie pomieszczenia. Wzrok przykuwają malowidła ścienne oraz liczne elementy ozdobne.
Jedziemy pociągiem TLK do Krakowa, tam mamy przerwę obiadową. Kolejnym pociągiem TLK, tanią kuszetką, wracamy do Trójmiasta.

Podsumowanie
Jubileuszowa X Wyprawa z Gandalfem miała bardzo bogaty i urozmaicony program krajoznawczy (w szczególności jeśli chodzi o obiekty z Kanonu Krajoznawczego Polski). Zaskoczeniem dla nas było ukształtowanie terenu t.j. liczne podejścia i zejścia, skutkujące dużymi przewyższeniami w stosunku do wysokości n.m.p. Wędrówce sprzyjała pogoda, było ciepło, ale nie gorąco, deszczu było nie wiele. Ponownie okazało się, że we wrześniu pogoda może być stabilniejsza i korzystniejsza do uprawiania turystyki niż w czerwcu, czy w lipcu.

Statystyka
Dla miłośników statystyk i pasjonatów odznak:

Data OTP GOT OKP Turysta - Przyrodnik KOLOT Suma podejść
(przykłady)
km Pkt Punkty pośrednie ilość obiektów pkt ilość obiektów m.
01.09.2012 - - - 2 - 1
02.09.2012 25 31 - - 3 - 750
03.09.2012 20 22 1 - 8 - 650
04.09.2012 27 30 2 - 11 -
05.09.2012 31 33 2 1 19 - 850
06.09.2012 22 24 1 - - - 490
07.09.2012 17 20 1 - 10 - 480
08.09.2012 24 26 1 - 13 1 600
09.09.2012 30 30 - 0,5 8 -
10.09.2012 23 23 - 2,5 15 -
11.09.2012 16 14 - 4 5 -
12.09.2012 15 13 - 3 8 -
13.09.2012 37 33 - 3 5 -
14.09.2012 19 20 - 4 10 -
15.09.2012 - - - 1 - 1
razem 306 319 8 21 115 3
Turysta – Przyrodnik punkty za park krajobrazowy uwzględniałem w pierwszym dniu wędrówki po danym parku.

Adam Bastian we współpracy z Danką Kobylarz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Turystyka piesza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxBlue v1.0 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin