Forum  Strona Główna



 

InO w historii KTP Bąbelki / refleksje po imprezie GOSK 2008

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Imprezy na orientację
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Sob 10:52, 22 Mar 2008    Temat postu:

a ja tym razem zupełnie inaczej, tak informacyjnie Smile

w dniach 7-9 marca w Drzewinie odbyły się Mistrzostwa Woj. Pomorskiego w MnO, które były jednocześnie I rundą Pucharu Polski!!! Wystartowała cała elita polskich InOwców, łacznie ok. 120 osób.

Ale to co najważniejsze to to, ze wśród nich była również całkiem zgrabna ilościowo ekipa Bąbli: Rychu, Struś, Dorota, Michał, Agata, Piotr Ż, Kondzio i Kudłaty. To chyba pierwszy raz i mam nadzieję, ze nie ostatni. Niemniej gratulacje za odwagę i podziękowania za wspólną zabawę przez cała imprezę, do białego rana w niedzielę włącznie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rychu




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zaspa

PostWysłany: Nie 16:47, 23 Mar 2008    Temat postu:

No chyba jeszcze w latach 92-94 (żeby nie wspominać o latach sześćdziesiątych) startowała na Mistrzostwach Polski, edycjach Pucharu Polski i wielu innych ogólnopolskich i regionalnych imprezach na orientację całkiem spora załoga KTP "Bąbelki" i to na dodatek z niezłymi wynikami (!)
Fakt, wyłonienia się z tej młodzieżowej załogi bąblowej Klubu Ino "Neptun" jest głównym przyczynkiem do naszej wspólnej historii.
Przyjacielskie rozejście się tych dwóch klubów po prostu musiało doprowadzić po kilkunastu latach do łączenia się ścieżek obu naszych silnych gdańskich środowisk turystycznych. Trwa to już nieprzerwanie od lat zresztą.

Zacytuję Twoją sygnaturkę:
"Do zadań KInO Neptun należą: współpraca z klubami (zwłaszcza KTP Bąbelki) ..."
(par 3 pkt f) regulaminu Klubu InO Neptun Gdańsk)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rychu dnia Wto 18:53, 25 Mar 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Pon 9:30, 24 Mar 2008    Temat postu:

To było dawno i nikt nie pamięta... Wink
I choć trzeba by sprawdzić to w protokołach, mi się wydaje iż to pierwszy PP z tak liczną reprezentacją Bąbli Smile
i mam nadzieję ze to nie koniec Smile
pozdrawiam Smile
JK


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rychu




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zaspa

PostWysłany: Pon 20:17, 24 Mar 2008    Temat postu:

Historia klubów też jest ważna. Wink
Zobacz [link widoczny dla zalogowanych] -> kolumna "imprezy na orientację".
W latach 92-94 w 11-tu imprezach na orientację organizowanych pod sztandarem Bąbli wzięły udział 734 osoby.
Wiem też, że późniejsi założyciele Neptuna startowali jako Bąble.
(Nie wiem czy Ty też.)
Tak mi mówili kiedyś Karol i Grzechu.

Ale to fakt, że Bąble teraz powracają (na luzie) do uprawiania tej dyscypliny turystyki.
Ja stawiam na naszą sympatyczkę Agatkę. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rychu dnia Pon 20:20, 24 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gollecco




Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 14:06, 25 Mar 2008    Temat postu:

Widzę, że postanowiliście trochę powspominać ? Smile

Jeżeli można się wtrącić, to rzeczywiście w latach 1992-94 reprezentacja Bąbli na ogólnopolskich InO była dość liczna. Z tego co pamiętam startowały zwykle ze 3-4 drużyny 2 osobowe (członkowie Klubu lub kandydaci).
A i wyniki też były dobre. Choć "oczywistą oczywistością" jest, że nie można tych rezultatów porównywać z późniejszymi licznymi tytułami mistrzowskimi dla reprezentantów Neptuna...
Jednak na końcie Bąbli należy zapisać np. Drużynowe Mistrzostwo Polski w TJ z 1992 roku (K. Kalsztein i G.Oskarbski) Smile

Tak więc Kuba - do archiwów marsz !- zapoznać się z historią Bąbli w tym temacie... Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gollecco dnia Wto 14:16, 25 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Wto 20:19, 25 Mar 2008    Temat postu:

znam archiwa, znam Wink
mój post najwyraźniej został źle zrozumiany.
zgoda, że w l. 92-94 jeździło się na PP jako Bąble (w l. 60 tych pucharu nie było Wink), niemniej moim zdaniem NIGDY na żadnym pucharze nie było tylu CZŁONKÓW klubu Bąbelki co teraz na Gosku w Drzewinie. Ty, Karol, Szymon, Bronson i Bartek, a wiec 5 - to ci, którzy wówczas startowali. Marcel,. Wojtek S., Sławek B. czy ja - wówczas to Bąble nie były, ew. sympatycy.
A w Drzewinie było startujących członków 6 + ja jako organizator Wink
pozdroofka Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rychu




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zaspa

PostWysłany: Śro 1:11, 26 Mar 2008    Temat postu:

No dobra, członków KTP Bąbelki startujących "w barwach naszego klubu" na ogólnopolskiej InO czyli na eliminacjach Pucharu Polski GOSK 2008 w Drzewinie zapewne było najwięcej w dziejach klubu.
Ty Qbacki możesz to wiedzieć najlepiej z nas wszystkich.
Ale co do liczby startujących w barwach Bąbli to mogło się przecież trafić, że na jakiejś imprezie ogólnopolskiej w latach 92-94 pojawiło się więcej luda (wliczając członków, kandydatów* i sympatyków) niż te 8 sztuk w marcu br.
No, a jakby liczyć tym sposobem jeszcze organizatorów to chyba była jakaś impreza ogólnopolska (bodajże Neptun 93 czy 94) z udziałem wymienionych wyżej przez Ciebie oraz zdaje się jeszcze kilku zasłużonych Bąbli. Coś mi tam Danka i Wiesiek wspominali ale nie pamiętam dokładnie. Wink

Bardzo mnie zainteresowały wspominki z okresu dziejów klubu stosunkowo mało dokumentowanego zdjęciami i kronikami.
Szczególnie mikra jest dokumentacja ówczesnego InO w Bąblach i wyłaniania się zeń Neptuna.
Wasze rozmowy to jedyny zapis tych wydarzeń w "klubowych kronikach" jakimi stały się witryna [link widoczny dla zalogowanych] i to forum.

A może jest jakiś wspominkowy tekst ze "Stowarzysza Gdańskiego" (kwartalnik Neptuna), który możnaby za zgodą autora tutaj wrzucić?



--------------------------------------------------------------------
* Elka zajmuje się archiwizacją naszych historycznych dokumentów.
Przez moment mignęła mi Twoja deklaracja członkowska do KTP Bablelki bodajże z 92 roku. Zatem byłeś nie tylko sympatykiemk ale nawet kandydatem
Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rychu dnia Śro 1:13, 26 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gollecco




Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 12:24, 26 Mar 2008    Temat postu:

Zaczynam odnosić wrażenie, że niektórzy dyskutanci broniąc swojego stanowiska zmieniają założenia początkowe do tej niezwykle interesującej konwersacji... Cool

Pojęcie "ekipa Bąbli" - stanowiące sformułowanie wyjściowe do dyskusji, według mnie nie jest jednoznaczne z "członkami KTP Bąbelki".

Ekipa Bąbli np. na OWRP zwykle liczy od kilkunastu do dwudziestu paru osób, ale członków Klubu na Rajdzie jest, co najwyżej połowa tego (reszta to dzieci i znajomi klubowiczów, kandydaci na członków i sympatycy Klubu).
To samo należy odnieść do InO. Jeżeli mówimy o ekipie, to rozumiemy przez to grupę ludzi, którzy przyjechali na imprezę i startują zwykle pod szyldem Klubu.

Jest jeszcze jedna ciekawa kwestia - statystyczna. Jak klasyfikować ludzi, którzy są członkami obu bratnich klubów ? Dlaczego policzyliście siebie jako Bąble, a nie Neptuny - wtedy to nie byłby już Puchar Polski z największą reprezentacją Bąbli w historii Wink A skoro organizatorem był Bąbel, to czy imprezę zorganizował KTP Bąbelki Question Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gollecco dnia Śro 12:32, 26 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rychu




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zaspa

PostWysłany: Śro 14:32, 26 Mar 2008    Temat postu:

Hi hi, bo to nie jest jakaś specjalna dysputa ale miłe dla ducha wspominki zainicjowane marcowym powrotem Bąbli na ogólnopolskie InO.
Do tych wspominek proponuję powrócić. Wink

Ale wiedz Grzechu, że tym razem (na GOSK 2008) wszystkie osoby wymienione przez Qbackiego w pierwszym poście tego wątku startowały w czterech zespołach pod szyldem KTP Bąbelki. Tak się zapisały, tak ujęte to zostało w protokole i poszło w świat. Siebie Qbacki dodał, jak zrozumiałem, w żartach. Był przecież organizatorem z ramienia Klubu InO Neptun.
Startujących członków KTP Bąbelki było sześcioro i dwie osoby jako sympatycy.
Czyli:
a) "ekipa bąblowa" stanowiła 8 osób;
b) startujących członków klubu: 6 osób.
Wszyscy jako zespoły reprezentujące KTP Bąbelki, bo kierownik imprezy spytał mnie przy zgłoszeniu "w jakich barwach" będziemy startować. Wybór był więc świadomy.

A z "założeń początkowych" można się przecież wycofać lub je zmienić gdy w trakcie rozmowy napływa więcej danych i faktów. A już szczególnie gdy argumentacja rozmówcy jest słuszna. Ponoć tylko krowa nie zmienia poglądów i nie daje się przekonać.
Zatem
A) Qbacki przekonał mnie, że członków KTP Bąbelki (występujących pod tą nazwą) nigdy dotąd tylu nie było na ogólnopolskiej imprezie na orientację. Przyjąłem jego argumentację.
B) Wycofując się ze swojego założenia początkowego zaznaczyłem jeszcze, że rozpatrując nie członkostwo w klubie lecz to co nazwane zostało "ekipą" to liczba mogła być większa.
C) O liczeniu organizatorów imprezy Neptun 93 (lub 94) napisałem w formie żartu, co zaznaczyłem taką oto ikonką Wink

A teraz poproszę o dalsze wspominki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gollecco




Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 19:19, 26 Mar 2008    Temat postu:

ooo Rychowi zebrało się na wspominki... Smile Czyżby kryzys wieku średniego ?? Wink


Mnie utkwił szczególnie w pamięci mój pierwszy udział w Pucharze Polski (i chyba mój pierwszy w ogóle start w imprezie na orientację).
Był to Orienteering'92 - I Mistrzostwa Polski w Nocnych Marszach na Orientację.

Odnotowując pozytywne wrażenia z nocnych etapów, kiedy to doskonaliłem się w świeceniu latarką Karolowi - bezapelacyjnie uznaję za "the best of" start w dziennym etapie kajakowym. Etap ten cieszył się dość dużym zainteresowaniem, dlatego liczba uczestników nieco zaskoczyła organizatorów. W każdym razie kajaków było mniej niż drużyn, a my mieliśmy startować gdzieś w środku stawki....

Niestety nie było nam dane tego dnia zanurzyć wioseł w krystalicznie czystych wodach jeziora Sad Kajaki bowiem kolejno tonęły z załogami na pokładzie. Szczęśliwie wielkość dziur w tych jednostkach (teoretycznie) pływających, była na tyle duża, że do zatonięć dochodziło blisko brzegu i nikt specjalnie nie ucierpiał...

Wytrwałość organizatorów i uczestników sprawiła jednak, że etap ostatecznie się odbył. Dziś jestem dumnym posiadaczem dyplomu „za zajęcie IV miejsca w I Mistrzostwach Polski w Nocnych Marszach na Orientację w Kategorii KAJAKOWEJ PIESZO” Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Czw 21:58, 27 Mar 2008    Temat postu:

mniej więcej chodziło mi o to co napisał Rychu...

bez względu na szczegóły, nawet jeżeli gdzieś nie mam racji, to i tak na uznanie i podkreślenie zasługuje fakt, ze po raz pierwszy od blisko 15 lat Bąble wystartowały w Imprezie na Orientację rangi Pucharu Polski.
I z nieukrywaną satysfakcją, w piątkowe południe 7 marca, na jednej z sal powiesiłem kartkę z napisem KTP "Bąbelki"...

Również bez względu na opinie innych, czy ktoś lubi InO czy nie, zawsze będę uważał, iż opanowanie umiejętności orienatcjii, topografii i czytania mapy w stopniu podstawowym jest niezbędne każdemu turyscie. Nie mówiąc juz o Przodownikach innych form turystyki kwalifikowanej. Mało to razy Rychu był ostatnią instancją gdzieś na trasie gdy trzeba było podejmować decyzje? I dlatego cieszy mnie fakt coraz większej frekwencji Bąbli również na InO regionalnym...

Niezależnie od powyzszego, Neptun nigdy nie był organizowany przez Bąble. I Mistrzostwa Gdańska Neptun '94 odbyły się w listopadzie tegoż roku. Wówczas działał już oficjelane Neptun.
A Ty Rychu zapewne masz na myśli Azimę 93 w Kartuzach i Azimę 94 w Kolbudach, obie pucharówki, organizowaną pod szyldem Bąbli.

Grzechu, od lat w Stowarzyszu opisujemy swoje pierwsze startyu na Pucharze Polski. Właśnie dlatego, ze mimo upływajacych lat i tak najlepiej je pamietamy. I wywołują wiele fajnych emocji. Może sie skusi i napiszesz parę zdań?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rychu




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zaspa

PostWysłany: Pią 0:07, 28 Mar 2008    Temat postu:

Tak, sorki...
...Azimy '93 i '94, a nie Neptuny jako rundy Pucharu Polski organizowane przez Bąbelki.
Możesz coś o nich napisać?
Czy ówcześni zasłużeni Bąble pomagali przy ich organizacji?
Jak ino było postrzegane w klubie? -> Jakaś fanaberia dzieciaków np.? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Sob 18:19, 29 Mar 2008    Temat postu:

Na temat postrzegania w klubie to wolę sie nie wypowiadać. Nie do końca byłem świadomy tego co sie działo i nie byłem świadkiem rozmów na wyzszym szczeblu Wink Tu więcej powie Grzechu, Karol czy też ówczesne władze klubu. Choć niekoniecznie musi to być zgodny pogląd, wiadomo jak sie dalej to potoczyło.

Przez wiele lat, a i do dzisiaj sie zdarza, nikt nie przywiazywał uwagi do nazw reprezentowanych klubów na InO, a ograniczoano sie do miejscowosci. Wiele lat później wniosłem pod głosowanie na Komisji InO ZG, aby uregul;ować niezbędne elemty jakie powinien zawierać protokół. Jest tam równiez reprezentowany klub. Niemniej w tamtych czasach trudno dojść kto występował jako kto.

Na Azimie 93 nie byłem, wiec nic nie powiem.

Ale pamietam Azimę 94, zresztą mam również dokumentację.
I o dziwo, w regulaminie i innych materiałach, Bąble jednak nie są oficjalnie wskazane jako organizoator, a było to Trójmiejskie Środowisko Orienatlistów i ROP. Nie budzi moich watpliwości, ze Bąble miały tu duży udział, niemniej oficjalnie nie zostało to zapisane.
Co do ówczesnych organiztorów to na pewno były to następujące Bąble: Karol, Grzechu, Szymon, Bingo, Bronson, Lucyna, Staszek Strojny, Danka, Krzychu, Barteki pewnie jeszcze niejeden... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 22:39, 04 Kwi 2008    Temat postu:

na życzenie Ryśka, gdzieś odnalezione moje wspomnienia, pochodzące z nr 11 Stowarzysza Gdańskiego, aczkolwiek pisane po ok. 13 latach od tamtych wydarzeń... Wink


Mój 1 raz (0)
czyli...
VIII Ogólnopolskie Nocne ZnO „Orienteering ‘93”,
1-3 maja 1993 r., Koszalin


Pierwszy Puchar Polski to nie lada przeżycie. 3 etapy (w tym nocny), konfrontacja z czołówką polskich orientalistów, inne mapy czy też dalszy wyjazd – to wszystko sprawia, że właśnie z tej imprezy zostaje chyba najwięcej wspomnień. I nie ważne kiedy to było. Osobiście byłem na ok. 50, 60 czy 70??? Pucharach Polski, z czego wielu już nie pamiętam, ale „Orienteeringu ‘ 93” (mój pierwszy PP) raczej nigdy nie zapomnę...
Dlatego niniejszym artykułem rozpoczynamy cykl wspomnień, tak aby powstała stała rubryka, w której będziemy właśnie dzielić się swoimi wrażeniami związanymi z tym wydarzeniem. Przy okazji będzie można to przeżyć jeszcze raz...
Natomiast jest jedna uwaga techniczna. O tym, że się wystartowało w PP można tylko wówczas powiedzieć, jeżeli startowało się w kat. TS lub TJ. Tak więc TeDety muszą spróbować swoich sił w kategorii wyżej.


No cóż... nie mogę rozpocząć jak większość, że „Qbacki mnie poprosił...”. Ale nie będzie chyba plagiatem, gdy wstępnie zauważę, iż od tamtego wydarzenia minęło już ponad 13 lat...

Zanim się skoncentruję na samej imprezie, parę słów jak w ogóle jak na nią pośrednio trafiłem...

Jeszcze w końcówce lat 80-tych przez kilka miesięcy uczęszczałem na zbiórki harcerskie, jednak wkrótce drużyna się posypała. Nie powiem, że to źle... Ba, nawet bardzo dobrze! Bo jakby się tak nie stało, to kto wie czy wówczas wszystko nie potoczyło by się inaczej... Ale nie o tym. Przez te kilka miesięcy różne rzeczy się robiło... Kiedyś było jakieś podsumowanie i na pytanie, co najbardziej mi się przez ten czas podobało, bez chwili namysłu palnąłem, iż to takie szukanie z mapą tych szmacianych biało – czerwonych flag. Nawet nie potrafiłem chyba poprawnie tego nazwać. Fakt, właśnie ta rywalizacja między wieloma zastępami, polegająca na szukaniu PK na podstawie kolorowej mapy „Niedźwiednik” (niestety jednej na zastęp), zdecydowanie wzbudziła moje największe zainteresowanie. Ciekawostka, iż jak wspomniałem, nie wisiały papierowe lampiony, a owijane sznurkiem wokół drzewa biało – czerwone materiałowe PK. Przygoda z harcerstwem się skończyła, ale zamiłowanie do turystyki i krajoznawstwa pozostało, gdyż od małego mnie to kręciło, a czego przykładem był zakup choćby książeczek z cyklu "Udana niedziela" i indywidualnych wycieczek pieszych...

Ale przenieśmy się do roku 1992...
... kiedy to przez przypadek znalazłem ogłoszenie w Dzienniku Bałtyckim o wycieczce pieszej, jaka miała się odbyć na trasie Straszyn - Prędzieszyn - Kolbudy. Było to dokładnie 29.03.1992 r., a organizatorem był Klub Turystów Pieszych Bąbelki. Ze wszystkich uczestników kojarzę, iż na pewno były te 3 osoby, tj. Krzychu Strojny (prowadzący) oraz Karol Kalsztein. i Grzechu Oskarbski. I to właśnie wówczas Karol zagadał, zaprosił na zebranie klubowe... a potem kolejne wycieczki, szał na punkcie odznak... i zlot w Osłoninie (połowa maja 1992 r.), który to bardzo mile wspominam i tam również odbyte pierwsze me „świadome” InO... No może jeszcze nie takie typowe, gdyż bez mapy, a jedynie z tabelką azymutowo-odległościową, ale to właśnie te zawody widnieją w mej książeczce na mscu nr 1.


A potem...
...ówczesna bąblowa młodzież klubowa pomału wkręcała się w temat InO, gdzie część z nich już w maju 1992 r. zaliczyła swoje debiuty na Pucharze Polski. Co prawda jednak dla mnie nadal priorytetem jeszcze były wycieczki piesze, OWRP i inne, ale w końcu i mnie to InO „dopadło”. Pierwsze drobne starty w regionie... Jednak nadal broniąc barw Klubu TP Bąbelki, zdobywając dyplomy czy punkty w różnych klasyfikacjach. O ile się nie mylę, również Bąble zorganizowały w tamtym czasie 2 imprezy rangi Pucharu Polski w 1993 (Kartuzy) oraz 1994 (Kolbudy).
Powrót do góry
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Pią 22:40, 04 Kwi 2008    Temat postu:

No i nadszedł rok 1993...
Osoby znające regulamin małej złotej odznaki turystyki pieszej doskonale wiedzą, iż należy zdobyć 2 x 50 pkt (w tym 40 za przejścia piesze) na terenie 2 innych regionów niż region zamieszkania. Właśnie ten warunek nie był jeszcze przez nas spełniony. Piszę w liczbie mnogiej, albowiem na początku we wszystkich eskapadach brał również mój sąsiad, znany starszej ekipie Sławek Bartoszuk. Tak wiec pomału zbliżał się długi weekend majowy, a my kombinowaliśmy, gdzie by tu te punkty wychodzić. Padło na ciekawy zabytkowo Olsztyn i tamtejsze schronisko jako baza wypadowa...
O naszym pomyśle powiedzieliśmy Karolowi. I jakoś tak wyszło, po wymianie kilku zdań, iż przecież do Olsztyna nie trzeba jechać, skoro w Koszalinie (również inny region) są w tym samym czasie zawody na orientację. Tym bardziej, że wszystkie etapy są przecież nocne, nie ma więc przeszkód, aby w dzień spokojnie obie wychodzić te kilometry. Po chwili namysłu, raczej bez oporów decydujemy się na ten wariant. Przecież wcale nie musimy startować, za to pojedziemy z naszymi, za jedno wpisowe mamy zapewnione noclegi, a i coś jeszcze pewnie dostaniemy.... A że to Puchar Polski, że same etapy nocne, że nigdy wcześniej na czymś takim nie byliśmy, że za sobą mam jakieś 3-4 lokalne InO, że nie mam kompasu, że nie mam latarki... e tam, ważne że te kilometry wychodzimy! Ha, przecież i za start pewnie coś nam się będzie należało, wszak ileś km również tam zrobimy. Tak więc klamka zapadła. Grzecznie podaliśmy swoje dane oraz kaskę na wpisowe. Było tego chyba ok. 60.000 zł. Teraz tylko nam przyszło czekać na dzień wyjazdu i udać się w kierunku, gdzie swoje „pierwsze razy” rok wcześniej zaliczyli m.in. Karol, Szymon czy Wojtek Suchy.... Tyle, że akurat w naszym wypadku impreza na orientację o randze PP była jedynie jakby „na doczepkę”....

Pociąg wybraliśmy oczywiście najwcześniejszy z możliwych, zatem nic dziwnego, że na jazdę o 3 w nocy nikt poza nami się nie zdecydował. Przecież etapy zaczynały się dopiero tego dnia wieczorem, i to raczej tym późniejszym, albowiem 1 maja dzień raczej krótki już nie jest. No i daleko do Koszalina także nie jest... Tak więc po przejechaniu tych 199 km jako jedni z pierwszych pojawiliśmy się w bazie imprezy, znajdującej się w koszalińskim ośrodku szkolenia straży granicznej. Spać mieliśmy na sali gimnastycznej, tam więc zostawiliśmy plecaki, organizatorów bowiem jeszcze nie było i heja PKSem ku Łazom. Tę nadmorską miejscowość upatrzyliśmy bowiem sobie jako początek naszej wędrówki, a konkretniej niebieski szlak o tajemniczej nazwie „Porwanego księcia”, który miał tutaj swój początek. Dodatkowo zadowolony, iż miejscowość tę można zaliczyć do Odznaki Morskiej, zrobiłem jeszcze fotkę tablicy informującej o nazwie miejscowości i ruszyliśmy na trasę. Nazwa szlaku pochodzi od historycznego zdarzenia z roku 1480 związanego z porwaniem księcia Bogusława X przez koszalinian. I tak kolejno przez Osieki (zabytkowy kościół), Kleszcze (park), Unieskie Moczary, Świerzynkę, Kędzierzyn i Górę Chełmską (tu opuściliśmy szlak) dotarliśmy do Koszalina mając w nogach ok. 19 km. Teraz czas na zwiedzanie miasta, jesteśmy tu pierwszy raz, a w regulaminie OTP dają za nie aż 15 punktów. Zobaczyliśmy więc pozostałości murów, katedrę, kamieniczki, pseudorynek, zabytkowy park z kilkoma pomnikami przyrody, itp. Te punkty należały się nam jak nic! Początek mamy więc niezły, szybkie przeliczenie, i mamy już 29 punktów z wymaganych 50. Teraz dopiero zaczynamy odczuwać trudy tego dnia, wczesnego wstawania, nieprzespanej nocy oraz wędrówki, a tu czeka na nas jeszcze jakiś etap. I żeby tylko jeden... No, ale stawiamy się w bazie, gdzie nasi już również się pojawili, zresztą nie tylko nasi. Przywitaliśmy się więc z Karolem, Szymonem i Bronsonem, poznaliśmy Pana Krzysztofa Kulę (ponoć jakiś guru w naszym środowisku) i partnera Szymona – Marcela (tylko czemu Marcela jak na fiszkach było napisane Marcin Korowicki). Z ciekawością przyglądam się również innym zawodnikom, elicie polskiej orientacji. Gdzieś tam z boku, ktoś (Darek Lipiński?) oferuje sprzedaż kompasów w cenie 20.000 zł. Nie namyślając się długo dokonuję tego zakupu, przecież z czymś do lasu musze iść, jakość tego znacznie przewyższa mój starościwecki, którego miejsce już dawno winno być w muzeum. I to nic, że jest zza wschodniej granicy. Naprawdę dobry, pierwszy mój sensowny kompas, z którego musiałem zrezygnować dopiero na początku XXI w., kiedy to przez nieuwagę na niego nadepnąłem i pękła płytka. Ale w domu nadal leży na honorowym miejscu i przypomina mi te najlepsze czasy i największe sukcesy...
Po zgłoszeniu się, wydaniu świadczeń, przyszedł czas na rozpoczęcie imprezy, powołanie jakiejś 5 - osobowej komisji odwoławczej (załapał się Karol, Tomasz Muller, Zbigniew tarnowski, Adam Skoczyński oraz Piotr Biernacki) oraz odprawę techniczną, podczas której analizowano dokładnie każdy etap. He he, i my mamy to przejść? A może od razu iść spać? No nie, aż tak źle to nie jest Smile. Zwycięża chęć przeżycia nowej przygody oraz „pazerność”, tym razem na punkty do odznaki InO. Przecież za każdy etap dawali aż 4 punkty! No i nakreślamy sobie jeszcze jeden cel... nie możemy być ostatni!!

Dostajemy mapę, niby napisane, że to drugi etap, ale widocznie TSy buszują po terenie naszego etapu I. Potem się zamienimy. Patrzymy na limit - ten 160+40, długość - 5120 m, no i samą mapę. O nie, sami sobie nie poradzimy z „Trudnym kanałem”, bo tak brzmiała nazwa etapu. Przecież do tej pory7 zawsze nasza mapa była pełna, a tu jakieś kółka, linie, itp. A do tego wszystkiego etap nocny! Zatem szybka decyzja, czekamy na Bronsona – (dla młodszych kolegów i koleżanek wyjaśniam, iż Bronson, a właściwie Marek Paruszewski jest starszym bratem naszej klubowiczki Ani Paruszewskiej, obecnie Skierczyńskiej, który na początku lat 90-tych dość aktywnie udzielał się turystycznie jako członek KTP Bąbelki). Co prawda na jedynkę byśmy pewnie trafili, bo pełna drożnia, ale co dalej? Jakaś linia? Tak więc dość szybko poznaliśmy smak „Tramwaju” udając się za naszym motorniczym, gdy tylko wybiła jego minuta startowa. Jak nic na PK 1 trzeba było iść asfaltem dobre pół kilometra. I właśnie na tym odcinku zdarzyła się krótka przygoda, a którą pamiętam dość dobrze do dzisiaj, kiedy to na nasz widok normalnie zatrzymał się samochód, z głębi którego słyszeć można było wyraźnie zdziwiony kobiecy glos: „Ty patrz! Górnicy! Ciekawe co oni tu robią?...” . No jak to co, szukamy punktów! – pomyślałem sobie, ale kobieta przecież o tym nie wiedziała, a my nie mieliśmy czasu jej tego tłumaczyć. W tym miejscu może jedynie warto zauważyć, iż były to czasy kiedy latarki typu „czołówka” wcale nie były na porządku dziennym jak teraz, a zdecydowana większość Gdańszczan, o ile w ogóle miała, to opierała się na takich żółtych, jakie można czasem na jakimś starym zdjęciu zobaczyć. Tak więc szczęśliwie dotarliśmy do PK 1 i już wiedzieliśmy, że plan minimum został osiągnięty, jeden PK już mamy! Teraz jakaś linia (chyba LOPka) wiodąca na PK 3, a po niej ten trudny, warstwicowy kanał z sześcioma PK, znajdującymi się na kółkach wpasowanych w ten kanał, oczywiście poobracanych, a moze i częściowo pozamienianych. Powiem szczerze - niewiele wiem co się działo po podbiciu PK 1. Szliśmy za naszym bardziej doświadczonym szefem, ktoś tam jeszcze się przyłączył. Ile to trwało, jak szliśmy, ile mieliśmy potwierdzonych PK – na te pytania nie znam odpowiedzi. Jednak sądząc po protokole chyba nie poszło nam najlepiej, bo mieliśmy 1095 karnych, przy stałej etapie 1470. Trochę dziwne to, ze tak wysoka stała, bo na mapie mieliśmy zaznaczone jedynie 9 PK, ale to były czasy kiedy nie trzeba było wskazywać ilości PK na LOPce, zatem to one uzupełniły wartość tego etapu... I musiało być ich 11.

A na mecie, będącej jednocześnie startem oraz metą II (a właściwie I) etapu, 15 minut przerwy, czas na jakąś konsumpcję, no i złapanie oddechu. Tu również dotarli inni zawodnicy, którzy po powrocie z etapu oczekiwali na kolejny, wykorzystując jednocześnie ten czas na wymianę zdań, komentarzy, itp. oczywiście w większości dla mnie niezrozumiałych. Bardziej martwiliśmy się o nasze światło, gdyż nasze latarki właściwie już nie świeciły, a dodatkowo z TJ nikogo nie było. A może byli, tyle że my nie znając prawie nikogo, nie potrafiliśmy ich zidentyfikować...? Po wywołaniu naszej minuty dostajemy kolejną mapę, tym razem „Ósemkę”, na której poza 3 drogami zostawiono jedynie warstwice. No cóż, po przerysowaniu punktów udaliśmy się jakieś 300 m w kierunku PK 1, który miał być naszym celem. I to już jedynym celem tej nocy, tak bowiem ustaliliśmy ze Sławkiem. Brak światła, trudy dnia poprzedniego, brak motywacji, no i przede wszystkim odpowiednich umiejętności zdecydowały, iż po potwierdzeniu jednego PK mieliśmy wrócić na metę. Dotarliśmy więc do skrzyżowania, skąd należało wejść kilkanaście/dziesiąt metrów w las celem odnalezienia PK. Ehh, jacy my naiwni byliśmy licząc, iż punkt ten zobaczymy z drogi, dodatkowo właściwie bez światła... Nie nadszedł z pomocą również żaden inny Tjot. Tak więc po kilkunastu minutach niezdecydowania ruszyliśmy tą samą droga co przyszliśmy, gdzie trochę się wstydząc oddaliśmy pustą kartę i w rogu namiotu, na glebie położyliśmy się spać. Obudzono nas gdy wrócili już ostatni i autobus zabierał wszystkich do bazy. Za ten etap dostaliśmy oczywiście NKLa, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Tym bardziej, iż były to czasy, kiedy można było mieć jakiś etap nieukończony. Tak więc kolejne 4 punkty w książeczce InO zostały i tak dopisane.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qbacki




Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk - Strzyża

PostWysłany: Pią 22:43, 04 Kwi 2008    Temat postu:

Rano oczywiście obudziliśmy się pierwsi, przecież trzeba było dalej wychodzić te nasze kilometry! Tak więc kiedy normalni InOwcy odpoczywali po trudach minionej nocy, my dalej realizowaliśmy plan zakreślony wcześniej. Ale do czasu, albowiem między nami nastąpiła rozbieżność co do kierunku marszu. Ja chciałem kontynuować niebieski szlak, jednocześnie go kończąc i zwiedzając Sianów, a Sławek wolał zrobić jakąś traskę wokół Koszalina. Tak więc bez większego żalu każdy poszedł swoją drogą. Znowu obrałem kierunek na Górę Chełmską, wracając na szlak w miejscu gdzie wczoraj go opuściłem. Po przejściu lasami 12 kilometrów, nie napotykając żadnego człowieka, doszedłem do Sianowa. Tu, po obejrzeniu tego niewielkiego miasta i „zdobyciu” pieczątki ze znanej w całej Polsce fabryki zapałek, miejskim autobusem zadowolony wróciłem do Koszalina. Biorąc pod uwagę nocne etapy oraz niniejszą trasę, mój główny cel wyjazdu, tj. zaliczenie tych 50 punktów został zrealizowany!. A przecież był jeszcze jeden etap, zatem zaliczę coś więcej. Po dotarciu do bazy, po drodze zaopatrując się w dodatkowe zapasy baterii, krótka drzemka, obiad, itp. W międzyczasie dotarł również mój partner, chwaląc się znalezionym jelenim rogiem. Inni natomiast brali udział w imprezach towarzyszących przygotowanych przez organizatorów. Tak więc poza dziennymi etapami dla młodszych kategorii można było również pobiegać na orientację (wygrał Jasiu Góralski przed Hercim i Andrzejem Krochmalem) jak również w konkursie rekreacyjnym (tu wygrał Krzychu Ligienza przed Tarnim i Gosią Ziółkowską). Część również wybrała się na indywidualne zwiedzanie miasta...

Nadszedł czas na III etap. Byliśmy przedostatnim startującym zespołem w TJ. Zwariowali? Etap ponad 7 km, meta zupełnie gdzie indziej, mapa oczywiście niepełna (a przynajmniej tak wówczas uważałem), a za nami już tylko jeden zespół z Torunia... Niejacy Olo i Jeżu... Ponoć są dobrzy, czołówka Polski... Szymon z nimi rywalizował, ale co nas to? No cóż, skoro oni to kumają, to grzecznie się przedstawiamy, mówimy że pierwszy raz, czy nie moglibyśmy chociaż kawałek z nimi i takie tam... Nie robią problemów, więc udajemy się za nimi. Co więcej, (i tu już bez żadnej ironii), tłumaczą nam dlaczego ten PK, dlaczego tak, a nie inaczej... Naprawdę miły gest z ich strony wobec nieznanych im nowicjuszy, po którym nabrałem wielkiego szacunku dla chłopaków. Ciekawe, czy wówczas zdawali sobie sprawę, iż pomagają temu, który w przyszłości, gdy trochę podrośnie i sam się podszkoli, zrobi wszystko, aby na kolejnych DMPach tak motywować naszych ludzi, szkolić, itp., aby ówczesną dominację środowiska toruńskiego obalić? Pewnie nie... Cóż, jednak los bywa złośliwy i lubi figle płatać, a chłopaki zapewne nawet nie pamiętają nawet dokładnie tej imprezy, a tym bardziej tego zdarzenia. Ale jak widać ja tak... Tym bardziej, iż o tej sytuacji nie raz później myślałem. Czy ja będąc na ich miejscu, wiedząc, że ktoś jest z innego środowiska postąpiłbym tak samo...? Eh..., dobrze, że nie miałem takiej sytuacji, a przynajmniej nie pamiętam...
No ale wróćmy na etap. Po zaliczeniu 2 pierwszych PK, można powiedzieć, ze weszliśmy na właściwą mapę, albowiem od tego momentu jakby kręgosłupem działań była przecinka o długości 3 km (i taką też nazwę nosił etap). Naszym zadaniem było się nią poruszać i w odpowiednich momentach odbijać pod kątem prostym w lewo lub prawo po PK, które znajdowały się w odległości wskazanej na mapie (od 130 m do 220 m). Dodatkowo w tych miejscach należało dopasować wycinki. Prawda, że proste? Też tak uważałem, tym bardziej jak się złapie tak silny tramwaj. Tak więc nasza sielanka trwała sobie jakiś tam czas, kiedy to kolejno potwierdzaliśmy PK, jakie nam wskazywali życzliwi Torunianie. I trwało do czasu, kiedy nasz tramwaj doszedł Szymona, no i tego Marcela z którym szedł Szymon, a który to najwyraźniej niezbyt przyjaźnie był do nas nastawiony. Chwila zamieszania, ale i naszej radości z widoku Gdańszczan powoduje, iż przesiadamy się do innego tramwaju. To chyba nie do końca było fair... No ale dalej idziemy już ze znanym nam dobrze Szymonem, którego mamy okazję pierwszy raz widzieć „w akcji”. Potwierdzamy kolejne PK, jak zawsze coś tam nie pasuje, gdzieś się na chwilę gubimy... I tu następuje druga sytuacja, która dość mocno mi się wryła w pamięć z tej imprezy. Najwyraźniej zdenerwowany sytuacją zgubienia się Marcel, rzucił w naszym kierunku: „Co to za bydło za nami idzie?...”. Oj nie powiem, abym się nie zagotował... Dobrze, że Szymon uspokoił sytuację. Nie wiem do końca, co Marcelem wówczas kierowało, czy właśnie fakt zgubienia, czy też może to, iż nas jeszcze dobrze nie znał, a może coś jeszcze innego, niemniej musiało trochę czasu minąć, zanim nawiązaliśmy przyjacielskie relacje... Bo należy tutaj zaznaczyć, iż wówczas nie było jak to bywało później, a i występuje dzisiaj, iż gdańszczanie bez względu sobie wzajemnie pomagali. Sam pamiętam jak startując z Wojtkiem w TJ cięliśmy naprzód nie oglądając się na nikogo... Ale było, minęło. Gdzieś przy końcówce nie chce nam się już latać, nie wiedząc za bardzo gdzie jesteśmy, zatem Szymon poinstruował nas jak pójść na metę. I tak też uczyniliśmy, idąc dalej przecinką, a po dojściu do asfaltu winniśmy skręcić w lewo i dalej już 1.300 m asfaltem do mety, znajdującej się w bazie zawodów. Na mapę właściwie już nie patrzyliśmy, bo po co? Wszystkie pamiętaliśmy. A jednak tego od razu nie uczyniliśmy, albowiem mimo wszystko na mapę spojrzałem i ... nastąpiło we mnie nagłe olśnienie... po 3 etapach, gdzie do potwierdzenia było łącznie 38 PK, gdzie właściwie nawet na moment nie wykazaliśmy się większym zainteresowaniem czy czujnością w 100% zdając się na doświadczenie dłużej startujących i lepszych w te klocki kolegów, okazało się, iż jesteśmy kilkanaście metrów od PK 5. I tym oto sposobem, zupełnie przez przypadek, na samym końcu tych zawodów, na ostatnim możliwym PK poznaliśmy smak satysfakcji, z samodzielnego znalezienia i potwierdzenia na karcie startowej jakiegoś PK, który to organizator zaznaczył nam na mapie...

Nastał ranek, a wraz z nim zbliżało się zakończenie imprezy. Jakże miłe zakończenie. Okazało się bowiem, iż mimo wszystko Szymon wraz z Marcelem wygrali te zwody, pozostawiając z tyłu m.in. Ola z Jeżem oraz Herciego wraz z Olgierdem. Za to dostali puchar, ale oczywiście jeden ,. więc szybko stał się on przedmiotem ich sporu. My również nie narzekaliśmy, ostatni nie byliśmy!! A nawet jeszcze lepiej, bo 9 miejsce na 11 zespołów. Stojąc przy wynikach coś Karol liczył, w końcu stwierdzając: „Macie 19 punktów do Pucharu Polski”. Hehe, fajnie, cokolwiek by to nie znaczyło. Aby już dokładnie podać miejsca Gdańszczan na tych zawodach dodam jeszcze, że Bronson był 7, a Karol z Krzychem Kulą w TS zajął miejsce 8 (ale wygrali pierwszy etap!). Po tej uroczystości, tym razem już wszyscy razem ruszyliśmy w stronę Gdańska...

Tak mniej więcej wyglądał mój pierwszy start na Pucharze Polski, gdzie ranga imprezy nie zrobiła w sumie na mnie większego wrażenia. Ale nie dlatego, że byłem taki dobry, ale dlatego ze po prostu tego za bardzo nie rozumiałem i traktowałem to jako coś przy okazji czegoś ważniejszego. To były też zupełnie inne czasy, kiedy środowisko gdańskie, to, które Wy znacie, dopiero pomału się rodziło. Musiały minąć kolejne 1,5 roku zanim powstał Neptun czy też ponad 3 lata, aby Gdańszczanie dzięki ciężkiej pracy mogli wystawić na tyle liczną ekipę, aby w ogóle liczyć się podczas Drużynowych Mistrzostw Polski...

Trudno w tych paru zdaniach wszystko opisać, te wszystkie przeżycia i emocje, bo przecież mimo wszystko one były, a ja miałem dopiero 15 lat. A przecież były jeszcze inne sytuacje, o których nie wspomniałem jak np. zawalenie się zlewu, gdy myłem w nim nogi, po czym totalnie wystraszony uciekłem z łazienki i udawałem że śpię; pójście do bazy z dworca za tak charakterystyczną wówczas osobą jaką był Krzychu Ligienza z tą jego czupryną ala Einsten (bo przecież jak ma gitarę to na pewno też idzie na te zawody), czy też poznanie ŚP. Jacka Chodziutki, śpiącego koło nas i udzielającego wszelkich odpowiedzi na nasze, nowicjuszy pytania. Bo przecież czy ktoś jak jedzie pierwszy raz na PP od razu wie co to stała etapu? Po co Komisja Odwoławcza? Co to jest to PInO widniejące przy budowniczych i innych organizatorach? I wiele innych...

Grudzień 1993, a może już styczeń, luty 1994?... Jestem u Karola. Trochę mądrzejszy, wszak parę kolejnych InO, a nawet dwie trzyetapówki zaliczone (ale nie PP). Pokazuje mi klasyfikację Pucharu Polski mówiąc, jesteś na 68 miejscu. Rzeczywiście. Patrzę na czołówkę: Szymon 3, Marcel 8. Nieźle. Ale zwracam uwagę na jeszcze jedne szczegół. Osoby będące na 19, 20, i dalej miejscu nie mają 4 startów. Ten fakt na pewno miał wpływ na to, iż szybko postanowiłem, iż w 1994 zaliczę przynajmniej 4 PP. Dodatkowo biorę na ksero, aby się pochwalić najbliższym. W domu znowu analizuję. 41 Jacek Płonka jest wykreślony, pomyłka? Jest seniorem? A więc nie 68, a 67 jestem! Od razu lepiej. Tym bardziej trzeba poprawić zeszłoroczny wynik! Azima ‘94 w Kolbudach lada moment...

A dalej kolejne lata wzlotów i upadków, radości, ale niestety nie tylko radości... Poznawanie kolejnych tajników wiedzy, coraz lepsze wyniki, pierwsze „zera” na etapach, medale, zorganizowane etapy i imprezy...
Ale o tym wszystkim, co się dalej dokładnie wydarzyło i jaki wpływ miały te zawody na moją przyszłość, możecie przeczytać w kronikach, innych numerach Stowarzyszy jak również zasięgnąć języka u autora niniejszego tekstu.

Może jeszcze na koniec dodam, iż niniejszą imprezę organizował Zarząd Oddziału PTTK w Koszalinie przy pomocy Międzyszkolnego Klubu Albatros, gdzie główne role odegrały następujące osoby: Kierownik – Krzysztof Mroziński, Sędzia Gł. – Zygfryd Fąferek, Budowniczowie: Paweł Fąferek, Przemysław Chojnowski, Rafał Misztal i Adam Gierszewski

swoimi wrażeniami podzielił się
Jakub Kaczyński

PS. Na tych zawodach był kręcony film, jaki można było kupić za 100.000 zł. Ciekawe czy ktoś go posiada? Dziś byłby dla niektórych nie lada pamiątką...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rychu




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zaspa

PostWysłany: Nie 22:14, 06 Kwi 2008    Temat postu:

Jestem pod wrażeniem powyższego tekstu. Ok!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Konrad Bidziński




Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 21:12, 14 Kwi 2008    Temat postu:

pod wrażeniem Smile niezły kawałek już teraz histori

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Imprezy na orientację Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxBlue v1.0 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin